Msze święte o uzdrowienie uwolniły mnie z uzależnienia od narkotyków
Pochodzę z rodziny ateistycznej. Przed moim nawróceniem nie wiedziałam jak bardzo Bóg troszczy się o mnie i nas. To, co mnie spotkało może być wielkim zaskoczeniem dla wszystkich.
W przeszłości ktoś powiedziałby, że jestem osobą, która w niczym nie odniosła sukcesu. Wyrzucono mnie z szkoły średniej. Nie mogłam utrzymać się w żadnej pracy ponieważ byłam osobą niezorganizowaną i wybuchową. Nie umiałam poradzić sobie z cierpieniem i bólem, które miałam w sobie. Pewnego dnia popełniłam straszny błąd – zaczęłam zażywać narkotyki. Moją ulubioną używką stała się kokaina. Pewien facet dał mi niewielką ilość tego świństwa na spróbowanie. Tak mi powiedział: „Spokojnie, to nie jest heroina. Nie uzależnisz się od tego”. Byłam głupia, że uwierzyłam mu. Po dwóch dniach uzależniłam się od kokainy. Byłam bardzo agresywna kiedy nie dostałam działki tego świństwa. Nie mogłam spać w nocy.
Po krótkim czasie straciłam pracę i znalazłam się na ulicy. Popełniałam różne przestępstwa. Zawsze byłam głodna, spragniona i było mi bardzo zimno. Co roku chorowałam na zapalenie płuc. Często policja aresztowała mnie i za popełnione przestępstwa trafiałam do aresztu. Miałam na sobie brudne ubrania. Po bójkach i napadach na przypadkowe osoby trafiałam na oddział ratunkowy. Stoczyłam się na samo dno. Świat gardzi osobami, która znalazły się w takim stanie. Jednak tej pogardy nie można było postawić na równi z nienawiścią, którą czułam do siebie samej. Tak wyglądało moje życie przez 6 lat.
Kokaina stała się obsesją, która przejęła kontrolę nad moim życiem. Uzależnienie spowodowało, że czułam ogień w płucach. Miałam operację usunięcia jednego płata z jednego płuca. Jednak nie chciałam z tym zerwać. Zaraz po wyjściu ze szpitala szłam do dilera, aby dostać kokainę.
Miałam wrażenie, że jestem odcięta od świata i normalnego życia. Codziennie doświadczałam przemocy i nienawiści, żyjąc na ulicy. Zastanawiałam się, czy istnieje jakaś nadzieja dla kogoś, kto znajdował się w takim położeniu.
W listopadzie w 1999 roku pojawiło się pierwsze światło w tunelu. Miałam koleżankę, która dostała obrazek od mojej biologicznej siostry bliźniaczki. Przez wiele lat nie wiedziałam, że miałam biologiczną siostrę, a po porodzie rozdzielono nas. Potem dowiedziałam się, że przeprowadziła się do stanu Tennessee. Brała udział w Obrzędzie Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych i została katoliczką. Dostałam od niej potwierdzenie, że w mojej intencji odprawiło się kilka mszy świętych o uzdrowienie. Spodobał mi się ten obrazek, ponieważ był to znak, że ktoś mnie kocha i troszczy się o mnie. Poprosiłam moją koleżankę, aby go zatrzymała. Tutaj dodam, że wtedy nie wiedziałam, co to jest msza święta o uzdrowienie.
Cztery miesiące później po raz kolejny zachorowałam na zapalenie płuc. Tym razem miałam taką gorączkę, że nie mogłam oddychać i zemdlałam na ulicy. Odzyskałam przytomność podczas jazdy karetką na oddział ratunkowy. Przez kilka tygodni leżałam w szpitalu. Byłam tak osłabiona, że nie mogłam chodzić. Pewnego dnia kilka zakonnic ze Zgromadzenia Sióstr Misjonarek Miłosierdzia pełniło posługę w szpitalu. Dwie siostry zatrzymały się przy mnie. Współczucie, jakie mi okazały sprawiło, że rozpłakałam się. Zaskoczyły mnie ich uprzejmość i poczucie humoru. Po jakimś czasie przeniesiono mnie na inny oddział. Lekarze powiedzieli, że mój stan zdrowia nie poprawił się. Chociaż byłam bardzo osłabiona to pozwolono mi wyjść ze szpitala na dwie godziny. Lekarze kazali mi iść z moją koleżanką po wskazane dokumenty do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. Kiedy wyszłam ze szpitala powiedziałam koleżance, że chcę zobaczyć ocean. Tutaj dodam, że zawsze lubiłam patrzeć na ocean. Tamtego dnia myślałam, że go nigdy więcej nie zobaczę. Pojechałyśmy na plażę. Wiał silny wiatr. Było zimno i pochmurno. Koleżanka musiała mnie mocno trzymać, ponieważ sama nie mogłam wstać, ani chodzić. Spacerując po plaży szukałam pieniążkowca. Po kilku chwilach znalazłam jednego. Był poszarpany przez fale. Chciałam znaleźć takiego, który pozostał nietknięty. Nagle przy mojej stopie był nietknięty pieniążkowiec, który przeżył pomimo że pozostałe nie miały tyle szczęścia. Zabrałam go ze sobą do szpitala. Trzymałam go tak, jakbym miała w rękach mały, skarb.
Później wyszłam ze szpitala, ale po krótkim czasie z powrotem trafiłam na oddział ratunkowy. Miałam skrzep w klatce piersiowej i groził mi zawał. Pewnego dnia poprosiłam o kapłana. Chciałam zostać katoliczką tak, jak moja biologiczna siostra. Miałam już dość samotności, w której żyłam. Chciałam być blisko Jezusa. Następnego dnia ksiądz Vitale odwiedził mnie w szpitalu. Zadał mi mnóstwo pytań, na które odpowiedziałam. Tak rozpoczęła się moja droga do Kościoła Katolickiego. Potem leżąc w szpitalu wyspowiadałam się, przyjęłam chrzest i Pierwszą Komunię Świętą. Stałam się członkiem Kościoła Rzymskokatolickiego. Pomimo fizycznego bólu i choroby miałam radość i pokój w sercu. Zrozumiałam, że byłam zagubioną owcą, która znalazłam się w owczarni. Wiedziałam, że Bóg zawsze mnie kochał.
Upłynęło osiem lat po moim nawróceniu. Nigdy nie opuściłam mszy świętej. Uwielbiam modlić się na różańcu. Nadal mam ten obrazek z potwierdzeniem mszy świętych, które zamówiła moja siostra. W mieszkaniu mam tego pieniążkowca, którego znalazłam na plaży. Uwolniłam się z uzależnienia od narkotyków. Wiem, że Jezus i wszyscy święci w Niebie kochają nas. Nie mam cienia wątpliwości, że Bóg zawsze spełni to, co Go prosimy na modlitwie.
Sharon Friel
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło: 101 Inspirational Stories of the Power of Prayer. Called by Joy Book. s. 19-21.