Różaniec pomógł mi zrozumieć prawdy wiary
Pochodzę z dysfunkcyjnej rodziny, która należy do protestanckiego odłamu Południowych Baptystów. Mój ojciec poznał mamę kiedy przygotowywał się seminarium do przyjęcia święceń pastoratu. Niestety dziadkowie od strony mojego taty zabrali mu pieniądze na ukończenie seminarium kiedy moi rodzice postanowili wziąć ślub. W rezultacie ojciec nie został pastorem i musiał podjąć pracę, aby utrzymać rodzinę. Jestem czwarty z piątki rodzeństwa. Urodziłem się kiedy rodzice mieszkali w Los Angeles. Po krótkim czasie przeprowadzili się do stanu Utah. Tam zdecydowaną większość społeczności stanowili Mormoni. W związku z tym czuliśmy się jak wyrzutki. Mieliśmy przyjaciół w zborze, do którego uczęszczaliśmy na nabożeństwa. Jednak większość z nich należała do rodzin żołnierzy, którzy często zmieniali miejsce zamieszkania. Dlatego też nawiązane relacje szybko były zrywane. Ojciec był kierowcą ciężarówki. Tym samym nie było go w domu przez kilkanaście dni. Mama zażywała lekarstwa, aby poradzić sobie z samotnością, którą odczuwała. Rodzice rozwiedli się po 16 latach małżeństwa. Kiedy miałem 8 lat moja starsza siostra i ja przeprowadziliśmy się z mamą do Memphis w stanie Tennessee. W tym czasie mama poznała mężczyznę, z którym założyła nową rodzinę. On również był kierowcą ciężarówki. Przeprowadzka była dla mnie szokiem kulturowym.
Znaleźliśmy zbór, który spodobał się mamie. Chodziliśmy tam w każdą niedzielę na nabożeństwa. Kiedy miałem 7 lat przyjąłem chrzest podczas „wezwania z ołtarza”. Nigdy nie przyszło mi do głowy, że będę chodził do zboru na nabożeństwa. Jestem przekonany, że chodziliśmy do zboru ponieważ religijność w naszej rodzinie była czymś więcej niż normalna część życia.
Miałem niewielu przyjaciół. Z tego powodu czułem się bardzo samotny. Kiedy byłem nastolatkiem małżeństwo mamy zaczęło rozpadać się. Więc zacząłem szukać czegokolwiek, aby uciec od problemów, z którymi miałem styczność. Znalazłem „pocieszenie” w alkoholu i narkotykach. Zażywałem każdy narkotyk, jaki dostałem i upijałem się. Nie byłem w domu przez wiele dni. Wyrzucono mnie ze szkoły kiedy po raz drugi byłem w 10 klasie. W rezultacie dostałem od mamy ultimatum: albo wracam do szkoły, albo muszę sobie znaleźć pracę. Mając 17 lat wstąpiłem do marynarki wojennej. To był dla mnie kolejny szok. Uważałem się za osobę, która już pozjadała wszystkie rozumy.
W wojsku okazało się, że bardzo łatwo można zdobyć alkohol i narkotyki. Stacjonowałem w bazie marynarki wojennej w San Diego. Dwa razy policja aresztowała mnie za jazdę pod wpływem alkoholu. Za to przestępstwo musiałem przejść przez badania psychologiczne i uczęszczałem na spotkania anonimowych alkoholików. Kiedy miałem 18 lat stałem się alkoholikiem na 102. Potrafiłem wypić litr whiskey za jednym razem dwa lub trzy razy w tygodniu z piwem. Miałem problemy z apetytem, nic nie mogło uspokoić mnie i bardzo wychudłem. Stopniowo staczałem się na dno. Chodziłem na spotkania anonimowych alkoholików, ale nie miałem szczerej intencji zerwania z nałogiem alkoholowym. Na tych spotkaniach poznałem kilku przyjaciół. Jednak czasami czułem się jak odludek, ponieważ byłem najmłodszym uczestnikiem grupy anonimowych alkoholików. Owszem nikt nie robił mi krzywdy, ale byłem przestraszony.
Kilka miesięcy później udałem się na weekendowe „rekolekcje”, które odbyły się w domku letniskowym w górach na wschód od San Diego. Sceneria była piękna. Oprócz mnie było kilku mężczyzn, którzy byli w moim wieku. Te „rekolekcje” miały charakter New Age. Ten pobyt okazał się punktem zwrotnym w moim życiu. Pierwszego dnia pobytu zebraliśmy się w pokoju gościnnym, w którym znajdował się duży kominek. Każdy po kolei mówił o swoich problemach. Kiedy przyszła kolej na mnie to niewiele powiedziałem o sobie. Nie byłem przygotowany na to, aby przedstawić obcym osobom problemy lub nałogi, z którymi zmagałem się. Z tego powodu czułem w sercu ból. W pokoju panowała smutna atmosfera. Mężczyźni płakali, a inni próbowali ich pocieszyć. Czułem się nieswojo. Po godzinie nasza grupa rozeszła się, aby zastanowić się nad tym, co czuliśmy. Niektórzy wyszli na zewnątrz, aby zapalić papierosa. Niebo było bezchmurne, świeciło mnóstwo gwiazd, ale nie było księżyca. Tutaj dodam, że lubię sobie popatrzeć na gwiazdy na niebie.
Na zewnątrz znalazłem miejsce na wzgórzu i usiadłem na kamieniu. Miałem w głowie wiele myśli. Było mi smutno z powodu tych wszystkich lat samotności i rozpaczy. Zacząłem szlochać bez opamiętania. Jednocześnie zrobiłem coś, czego nigdy wcześniej nie zrobiłem: zawołałem głośno do Boga. Krzyczałem i obwiniałem Go za zło, jakie mnie spotkało. „Wierzyłem” w Niego tak, jak mnie uczono. Miałem wrażenie, że nasz Stwórca opuścił mnie. Spojrzałem na niebo i spytałem Boga, żeby dał mi jakiś znak, że istnieje. W tym momencie zobaczyłem spadającą gwiazdę, która po chwili zniknęła. Instynktownie wiedziałem, że Bóg usłyszał moje wołanie i nadal byłem Jego kochanym dzieckiem pomimo tego, co zrobiłem ze swoim życiem. Nie czułem się już samotny. Nie pamiętam, co było dalej podczas tych „rekolekcji”, ale nigdy nie zapomnę tej spadającej gwiazdy.
Przez następne kilka miesięcy życie poprawiło się. Przestałem upijać się i próbowałem zmierzyć się z problemami, od których nie mogłem uciec. Jednak z powodu uzależnienia od narkotyków i alkoholu wyrzucono mnie z marynarki wojennej. Przeprowadziłem się do domu rodzinnego mojej matki. Niestety po krótkim czasie wpadłem w dawne nałogi. Za każdym razem przyrzekałem sobie, że zacznę nowe i lepsze życie, w którym zerwę z tymi nałogami. Jednocześnie cały czas prześladowało mnie kazanie, które usłyszałem podczas nabożeństwa w zborze kiedy byłem nastolatkiem. Pastor opowiedział historię młodego mężczyzny, który przez całe życie ignorował Boga. Zginął w wypadku samochodowym i nie zdążył poświęcić własnego życia dla Jezusa. Za to znalazł się w piekle. Bałem się, że umrę ponieważ Bóg mnie opuścił i nie było dla mnie żadnej nadziei. Nie chciałem umierać, chociaż wiele razy targnąłem się na własne życie.
Przez następne 10 lat miałem burzliwe życie. Piłem na umór, ale kiedy mi przeszło składałem puste obietnice, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Ożeniłem się, a potem zostałem ojcem. Ślubowałem sobie, że zmienię moje życie na lepsze. Niestety byłem kiepskim mężem i ojcem rodziny. Składane obietnice były tylko pustymi słowami. Stałem się wrogiem dla samego siebie. Stopniowo niszczyłem dobro, które jeszcze pozostało w mojej duszy.
Pewnego wieczora w listopadzie w 2005 roku siedziałem w ławce w bazylice p.w. Najświętszego Serca Pana Jezusa na Uniwersytecie Notre Dame. Wstąpiłem do świątyni po tym jak kupiłem prezenty na Boże Narodzenie. Łzy płynęły mi po policzkach. W ciągu ostatnich sześciu miesięcy cierpiałem z powodu śmierci mojego brata Dawida. Jadąc samochodem pomyślałem sobie o nim i zacząłem płakać. Miałem poczucie winy, że nie spędzałem z nim wystarczająco dużo czasu. Oprócz tego prześladowała mnie myśl, że nie było mnie tam, gdzie umarł. Myślę, że to nie był przypadek, że wstąpiłem do katedry kiedy zaczynała się msza święta. W przeszłości rzadko uczestniczyłem w mszach świętych sprawowanych w kościołach katolickich. Nie pamiętam nic szczególnego z tamtej Eucharystii. W sercu bardzo cierpiałem ponieważ miałem poczucie winy i żal. Modliłem się do Boga, aby przyniósł mi ulgę w cierpieniu i dał znać, że u Dawida wszystko jest w porządku. Nagle poczułem obecność Boga. Oprócz tego poczułem w sobie pokój, który wypełnił moje serce. Nigdy wcześniej nie doznałem czegoś takiego. Łzy nadal spływały mi po policzkach, ale nie z powodu smutku. Poczułem w sobie pocieszenie, które otrzymałem od Boga. Tamtego wieczoru rozpoczęła się moja droga do pełnego zjednoczenia z Bogiem w Jego Kościele.
Siedem lat temu nawróciłem się na Katolicyzm. Chociaż moja żona była wychowywana w wierze katolickiej to nie była gorliwą katoliczką. Jednak chciała, abyśmy wzięli ślub kościelny i aby nasz syn był wychowywany w wierze katolickiej. Zostałem katolikiem, ale zachowywałem pozory. Uważałem, że Kościół Katolicki jest takim samym Kościołem, jaki inne odłamy protestanckie. Oprócz tego wiara w Jezusa Chrystusa była kwestią, która sprawiała mi kłopoty. To prawda, że zdobyłem przyzwoitą wiedzę na temat nauczania Kościoła Katolickiego podczas Obrzędu Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Z drugiej strony te wszystkie duchowe koncepcje były nie do pogodzenia z moim wychowaniem w wierze Południowego Baptyzmu.
Tamtego wieczora po wyjściu z katedry postanowiłem, że zbliżę się do Boga. W domu zacząłem słuchać protestanckiej rozgłośni radiowej. Myślałem, że muszę wrócić do wartości, w których byłem wychowywany. Po kilku miesiącach byłem zakłopotany. Podczas jednej audycji jakiś pastor mówił jedno w danej kwestii, a w innym programie inny duchowny protestancki mówił zupełnie co innego na ten sam temat. Oprócz tego w tym radiu mogłem usłyszeć ukryte ataki wymierzone w Kościół Katolicki. Ta radiostacja zniekształcała nauczanie Kościoła Katolickiego, a nawet szerzyła o Nim kłamstwa. Uświadomiłem sobie, że odkąd zacząłem korzystać z tej rozgłośni radiowej zmienił się mój stosunek do Kościoła Katolickiego. Karmiąc się treściami nadawanymi w tym protestanckim radiu uznałem, że Kościół, do którego należałem, był denominacją protestancką.
Po kilku miesiącach tej „duchowej migreny” prosiłem Boga, aby rozjaśnił moje zakłopotanie. Po raz pierwszy chciałem znaleźć prawdę. Zacząłem słuchać katolickiej rozgłośni radiowej EWTN. Byłem poruszony tym, co tam usłyszałem. Nauczanie Kościoła Katolickiego było przedstawione w sposób logiczny i zgodny z Pismem Świętym. Tam poznałem takie rzeczy, których nie znałem w przeszłości.
Pewnego wieczoru w radiu EWTN była transmitowana modlitwa różańcowa, którą prowadził ksiądz Benedict Groeschel. Nigdy wcześniej nie modliłem się na różańcu. Słyszałem z ust wielu osób o potędze modlitwy różańcowej. Zacząłem odmawiać różaniec każdego wieczoru, słuchając radia EWTN. Prosiłem Boga i Matkę Najświętszą o powiększenie wiary i zrozumienia nauczania zawartego w Piśmie Świętym. Owoce modlitwy różańcowej przeszły moje najśmielsze oczekiwania. Zacząłem pojmować wyznawaną wiarę jak nigdy przedtem. Codziennie odmawiając różaniec odkrywam nowe bogactwo wiary i Kościoła Katolickiego, które są w nim od ponad 2000 lat. Oprócz tego wiem jak dla nas katolików, którzy należymy do Kościoła Chrystusowego, jest cenny Depozyt Wiary.
Teraz widzę jasno jak w przeszłości Bóg wiele razy chciał doprowadzić mnie do stanu, w którym teraz jestem. Mam żal za mnóstwo straconego czasu, ale było warto ponieważ znalazłem się u stóp Jezusa.
Dzięki Łasce Bożej nie jestem już zniewolony przez narkotyki lub alkoholizm. Nadal zmagam się z przeszłością. Życie nie zawsze jest kolorowe, ale teraz wiem do kogo należy zwrócić się kiedy krzyż życiowy staje się za ciężki do udźwignięcia. Myślę, że ktoś z was powiedziałby, że przez nawrócenie stałem się nowo narodzony.
Czytam „Wyznania” św. Augustyna. Lektura tego dzieła sprawiła, że dostrzegam wiele podobieństw pomiędzy moim i jego życiem. Pomimo wielu lat nadal jesteśmy tacy sami. Szukamy szczęścia, które można znaleźć przez Słowo Boże, a do życia wiecznego można dojść przez naszego Zbawiciela Jezusa Chrystusa.
Doung
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło:https://www.catholicconvert.com/community/conversion-stories/
Komentarze (0)
Powiązane artykuły
Różaniec ocalił mojego wnuka od śmierci
Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Ku ich zaskoczeniu Dominik przeżył. Wiem, że dzięki modlitwie różańcowej Matka Boża zainterweniowała i ocaliła mojego wnuka od śmierci.
Różaniec ocalił mojego syna od śmierci
Od samego początku modliłam się za swojego syna na różańcu. Bóg wysłuchał moich modlitw. Gdyby ktoś teraz spojrzał na mojego syna to by pomyślał, że nie miał żadnego wypadku. Wiem, że żyje dzięki...
Różaniec ocalił mojego kolegę od śmierci i trwałego kalectwa
Siedziałam w pokoju i szlochałam. Chciałam mu jakoś pomóc. W pewnym momencie przyszło mi na myśl, aby odmówić za niego modlitwę różańcową. Wyciągnęłam z torebki różaniec. Zaczęłam gorliwie odmawiać...