Bóg wypełnił moją pustkę
W 2005 roku byłem na Pasterce. Moja przyszła żona, która była wychowywana w wierze katolickiej, stała obok mnie. Pokazywała mi coś, czego nigdy nie zobaczyłbym. Wtedy nie spodziewałem się, że rozpocznie się kolejny etap mojej drogi prowadzącej do Kościoła Katolickiego.
Teraz wiem, że moje nawrócenie rozpoczęło się kiedy byłem dzieckiem. Mój ojciec był zawodowym żołnierzem. Z tego powodu nasza rodzina często zmieniała miejsce zamieszkania. Przyszedłem na świat w 1974 roku w San Francisco. Moi rodzice byli ochrzczonymi katolikami. Jednak mieli różne opinie o nauczaniu Kościoła Katolickiego. Pewnego razu podczas jednej przeprowadzki rodzice poznali świadków Jehowy. Poruszyli ich do tego stopnia, że w 1984 roku odeszli od Kościoła Katolickiego i stali się członkami tej organizacji.
Z jednej strony wychowanie w wierze Świadków Jehowy było czasami trudne. Jednak z drugiej strony dawało mi satysfakcję. Kiedy byłem dzieckiem czułem się tak, jakbym był częścią czegoś większego niż świat. Miałem wrażenie, że ta organizacja naprawdę troszczy się o swoich wyznawców i naucza nas „prawdy”. Czułem się dobrze stając w obronie „wiary” Świadków Jehowy. Byłem przekonany, że jestem lojalny wobec Boga. W bardzo młodym wieku zacząłem głosić kazania przed kongregacją podczas zebrań w sali królestwa. Szybko uczyłem się Biblii. W sercu pragnąłem publicznie głosić „dobrą nowinę”, którą poznałem. Poznawanie nowych ludzi i nauczanie prawd wiary sprawiało mi przyjemność. W 1987 roku w wieku 13 lat zostałem duchownym Organizacji Strażnica.
Wszyscy wiemy, że dorastanie jest trudnym okresem, nie ma tu znaczenia czyjeś wychowanie religijne. Pod tym względem nie byłem wyjątkiem. Byłem dociekliwy jak większość nastolatków w tym okresie. Tym samym zacząłem kwestionować wiarę i poglądy, które mi przekazano. „Skąd mamy pewność, że Świadkowie Jehowy mają prawdziwą wiarę?”, „Dlaczego w historii Świadków Jehowy jest taka duża luka pomiędzy okresem apostołów i czasami współczesnymi?” - te i podobne pytania zaczęły zżerać mnie w środku. Jednak jeśli jakiś członek kongregacji Świadków Jehowy zacznie zadawać takie pytania to otrzymuje miano złego członka lub dostaje reprymendę za to, że kwestionuje nauczanie „organizacji”. Dlatego też głęboko ukrywałem te pytania. Miałem wrażenie, że nie mam dokąd pójść.
Mając 15 lat uzależniłem się od alkoholu i narkotyków. Moje życie wymknęło się spod kontroli. Odsunąłem się od Świadków Jehowy, przyjaciół i Boga. Starałem znaleźć uleczenie w sobie. Miałem nadzieję, że pewnego dnia znajdę odpowiedź na te wszystkie pytania, które mnie nurtowały. Na szczęście miałem dobre relacje z rodzicami. Dzięki temu przyznałem się im do uzależnienia od narkotyków. Bardzo chciałem żyć w zgodzie z moimi rodzicami i powrócić do łask Świadków Jehowy. U Świadków Jehowy takie rzeczy należy wyznać przez „starszyzną” kongregacji. Moi rodzice zachęcili mnie, abym wyznał swój grzech uzależnienia od alkoholu i narkotyków. Tak zrobiłem. Rada Starszych nałożyła na mnie „prywatną naganę”. Dla mnie taka kara oznaczała ograniczenie obowiązków w kongregacji. Nie mogłem publicznie modlić się, czytać Pisma Świętego na spotkaniach w Sali Królestwa i głosić kazań. Byłem bardzo zrozpaczony. Wiedziałem, że nie mogłem pełnić posługi duszpasterskiej w kongregacji. Jednocześnie ten czas poświęciłem na umocnienie mojej relacji z Bogiem i rodziną. Uwolniłem się z uzależnienia od narkotyków. Tym samym mogłem już pełnić posługę duszpasterską w kongregacji.
Mając 18 lat stałem się duchownym na pełny etat. Miałem wiele pracy duszpasterskiej w kongregacji. Jednak cały czas miałem wrażenie, że czegoś bardzo istotnego brakowało w naszym zgromadzeniu. Bałem się rozmawiać z kimś na ten temat. Modliłem się, mając nadzieję, że znajdę odpowiedź.
W 1994 roku ożeniłem się z kobietą, która należała do Świadków Jehowy. Moja żona również pełniła posługę duszpasterską w kongregacji. Poznaliśmy wielu wspaniałych ludzi. Praca duszpasterska sprawiała nam radość. W 1996 roku urodził się mój syn, który wniósł wiele światła w nasze życie. Jednak to poczucie pustki nadal istniało we mnie. Czułem się z tym zakłopotany. W sercu miałem tak wiele pytań, na które nie mogłem znaleźć odpowiedzi. Przyjście na świat syna pomogło mi podjąć decyzję, która zmieniła moje życie na zawsze.
Uświadomiłem sobie, że muszę zrobić coś z tą pustką i pytaniami, które prześladowały mnie od lat. Postanowiłem zrobić sobie przerwę w posłudze duszpasterskiej na jakiś czas, aby całkowicie poświęcić się studiowaniu Pisma Świętego i historii. Przestałem uczęszczać na spotkania w Sali Królestwa. Modliłem się, aby Bóg prowadził mnie we właściwym kierunku i wypełnił tą pustkę, którą miałem w sobie. Ta przerwa nie spotkała się z uznaniem ze strony Rady Starszych w mojej kongregacji.
Pewnego dnia dostałem telefon od jednego członka Rady Starszych, który był moim przyjacielem. Służył w Bethel – zarządzie Organizacji Strażnica w Nowym Jorku. Podczas rozmowy powiedział, że niepokoi się o mnie. Chciał spotkać się ze mną, aby mi pomóc. Rozumiałem jego zaniepokojenie i zgodziłem się na spotkanie, które okazało się punktem kulminacyjnym na mojej drodze do poznania prawdy.
Na dzień tego spotkania czekałem bardzo długo. Na początku rozmawialiśmy na różne tematy i wypiliśmy kawę. W pewnym momencie zaczęliśmy rozmawiać na tematy dotyczące wyznawanej wiary. Otworzyłem się przed nim. Powiedziałem o nurtujących pytaniach i poczuciu pustki, którą czułem w sobie. Jednocześnie dałem mu jasno do zrozumienia, że boję się rozmawiać z nim na ten temat, ponieważ nie chciałem mieć z tego powodu jakiś nieprzyjemności. Mój przyjaciel sprawiał wrażenie, że mnie rozumie. Chciał mnie wysłuchać i pomóc mi znaleźć odpowiedź na nurtujące pytania. Miał nadzieję, że umocni mnie na duchu. Dla mnie to była ulga. Całkowicie otworzyłem się przed nim. Wyjaśniłem mu wszystkie obawy i tę pustkę, którą miałem w sobie przez wiele lat. Rozmawialiśmy o Piśmie Świętym i niezgodności pomiędzy Biblią a nauczaniem Organizacji Strażnica. Cały czas uważnie mnie słuchał. Kiedy skończyłem czułem się tak, jakbym zrzucił z siebie ogromny ciężar, który mnie przygniatał przez te wszystkie lata. Potem podziękowałem mu za wizytę. Przytulił mnie i pożegnał się ze mną. Od tamtej pory nigdy go nie widziałem, ani nigdy z nim nie rozmawiałem.
Tydzień później dostałem telefon od innego członka Rady Starszych. Poinformował mnie, że Rada podjęła decyzję o wykluczeniu mnie ze wspólnoty Świadków Jehowy z powodu moich obaw, pytań i poglądów. Okazało się, że mój przyjaciel wszystko powiedział Radzie. Starszyzna uznała, że nie chcę należeć do Świadków Jehowy. To był straszny cios. Decyzja wykluczenia mnie z kongregacji oznaczała, że moi rodzice, rodzeństwo i przyjaciele, których znałem od dziecka, nie mogli odzywać się do mnie, ani spotykać się ze mną. To poczucie pustki pogłębiło się. Czułem się tak, jakbym nie miał już nikogo na świecie.
Przez następne kilka lat byłem wściekły na każdą religię, a w sposób szczególny na Świadków Jehowy. Zainteresowałem się Pogaństwem, Hinduizmem, Buddyzmem, Agnostycyzmem. Ostatecznie uznałem, że nie ma żadnego Boga i zacząłem zagłębiać się w Ateizmie. W ten sposób próbowałem wypełnić lukę, którą miałem w sobie. Wszystko było na próżno. Ta pustka powiększała się.
W 1999 roku na świat przyszła moja córka. Wtedy zacząłem zastanawiać się dlaczego jestem nieszczęśliwy, pomimo że miałem ładny dom, żonę, dwójkę pięknych dzieci i byłem zdrowy. Nie rozumiałem dlaczego miałem w sobie to poczucie pustki. W końcu uznałem, że nie mam żadnej luki w sobie. Jednak to sprawiło, że stałem się zamknięty i wściekły. Zacząłem upijać się i zażywać marihuanę. Przyłączyłem się do zespołu rockowego, z którym jeździłem na koncerty. Miałem nadzieję, że wypełnię w sobie pustkę, która w tym czasie zamieniła się w otchłań. Moje zachowanie i styl życia sprawiły, że w 2004 roku moje małżeństwo legło w gruzach. Zostałem sam i mogłem widywać się z dziećmi tylko w weekendy. Miałem wrażenie, że straciłem to wszystko, co w moim życiu było najcenniejsze.
W marcu w 2005 roku poznałem Sherii – kobietę, która zmieniła moje życie. Mieliśmy podobne zainteresowania. To sprawiło, że zaczęliśmy chodzić na randki. Zauważyłem, że jest osobą bardzo religijną mimo, że nie mówiła mi o swoich poglądach na pewne sprawy. Nie mogłem się powstrzymać. Pewnego razu poruszyłem temat wiary. Powiedziała mi, że jest katoliczką. Pomyślałem sobie tak: „Ze wszystkich religii, jakie tylko istnieją na świecie, musiała zostać katoliczką”. Takie nastawienie wywodziło się z mojego wychowania w wierze Świadków Jehowy, którzy gorliwie zwalczają Kościół Katolicki. Jednak znajomość z Sherii przerodziła się w coś głębszego. Zakochałem się i po jakimś czasie oświadczyłem się. Przyjęła moje oświadczyny. Postanowiliśmy wziąć ślub kościelny. To oznaczało, że musiałem brać udział w kursie przedmałżeńskim. Miałem spore wątpliwości co do tego. Jednocześnie chciałem, aby Sherii była szczęśliwa.
Kurs przedmałżeński prowadził ksiądz Toomey. Kapłan wywarł na mnie pozytywny wpływ. Podzielił się ze mną swoim świadectwem powołania do kapłaństwa. Rozmawialiśmy o moich poglądach i doświadczeniu ze Świadkami Jehowy. Nie mogłem w to uwierzyć, że ksiądz Toomey nie osądzał pytań, niepokoju i tej otchłani, które miałem w sobie. Słuchał mnie, uśmiechał się i naprawdę rozumiał mnie. Pewnego razu na spotkaniu powiedział mi, że ma dla mnie prezent. To była książka pt: „The Teaching of Christ – A Catholic Catechizm for Adults” („Nauczanie Jezusa Chrystusa – Katechizm Kościoła Katolickiego dla Dorosłych”). Ksiądz Toomey powiedział mi: „Być może nie chcesz przeczytać tej książki od razu. Nic nie szkodzi. Jednak myślałem o tobie i chcę, abyś ją wziął”. Przyjąłem ten miły prezent. Kiedy wróciłem do domu położyłem ją na szafkę nocną. Zapomniałem o tej książce na jakiś czas.
Zbliżały się Święta Bożego Narodzenia. Cieszyłem się, że spędzę je z Sherri. Moja przyszła żona chciała, abym poszedł z nią na Pasterkę. Z początku wahałem się, ponieważ gardziłem religią. Z drugiej strony nie chciałem rozczarować mojej narzeczonej i zgodziłem się. Na początku czułem się zakłopotany, ale potem powiedziałem Sherii, że to było najbardziej cudowne przeżycie, jakiego w życiu doświadczyłem.
W grudniu w 2006 roku wzięliśmy ślub w kościele p.w. St Matthews. Ksiądz Toomey pobłogosławił nasz związek małżeński. To było cudowne przeżycie. Wtedy nie wiedziałem, że wszedłem na drogę prowadzącą do nawrócenia.
Pewnego dnia w 2009 roku na spotkaniu z przyjaciółmi wypiłem za dużo. Wracając do domu byłem pijany do tego stopnia, że przewróciłem się i uderzyłem głową o chodnik. Doznałem wstrząsu mózgu. Lekarze powiedzieli, że miałem dużo szczęścia. Po wypadku miałem 1.11‰ alkoholu we krwi. Spędziłem w szpitalu kilka tygodni. Lekarze kazali mi leżeć w łóżku i nie ruszać się. W tym czasie zastanawiałem się nad własnym życiem. Rozmyślałem o mojej relacji z Sherri. Dotarło do mnie, że spotkało mnie wielkie szczęście, że mam taką żonę, która była przy mnie, nie ważne kim byłem. Bardzo ufała Bogu i była praktykującą katoliczką. Podczas mojego pobytu w szpitalu, przypomniałem sobie o książce, którą trzy lata temu dostałem od księdza Toomey. Zrozumiałem, że muszę ją przeczytać.
Lektura tego dzieła stopniowo zaczęła wypełniać lukę, którą miałem w sobie. Słowa zamieniły się w obrazy, które stały się uczuciami, a które przekształciły się w wiarę. Byłem całkowicie zaskoczony kiedy dowiedziałem się o Tradycji Kościoła i sukcesji apostołów. Chciałem dowiedzieć się więcej. Wyznałem mojej żonie, że chcę razem z nią chodzić do kościoła. Była bardzo szczęśliwa, kiedy to usłyszała. Podczas mszy świętej czułem, jak ogarnia mnie ogromne uczucie, a pustka, którą miałem w sobie zaczęła się wypełniać. Oprócz tego czułem obecność czegoś większego niż ja. W rezultacie chciałem nawrócić się na Katolicyzm.
Po ukończeniu Obrzędu Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych podczas Wigilii Paschalnej w 2010 roku przyjąłem chrzest w wierze Kościoła Rzymskokatolickiego. Komunia Święta, którą wtedy po raz pierwszy przyjąłem do swojego serca była przeżyciem, którego nie da się opisać. Dziękuję Bogu za to, że prowadził mnie na drodze nawrócenia. Przy pomocy Łaski Bożej jestem w stanie zobaczyć Boga w każdej osobie. Obecnie jestem nadzwyczajnym szafarzem komunii świętej. Teraz widzę, że Świadkowie Jehowy ograniczali mi dostęp do Boga i prawdziwego Kościoła. Wiem, że Bóg istnieje w Kościele Katolickim, ponieważ wypełnił tę pustkę, którą miałem w sobie przez wszystkie lata. Bogu niech będą dzięki!
Lou Everett, Jr
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Komentarze (1)
~Adam
24.12.2019, godz.08:33
Chwała Bogu Jedynemu. Dziękuję za to świadectwo.
Powiązane artykuły
Katolicy a Świadkowie Jehowy
Katecheza audiowizualna w rzeszowskiej Bazylice Bernardynów została zatytułowana "Katolicy a Świadkowie Jehowy". Jej gościem był Andrzej Wronka, prezes Stowarzyszenia Ruch Effatha, zajmującego się...
Jezus jest drogą, prawdą i życiem – Część I
Byłam pogrążona w nauczaniu Biblii zanim nauczyłam się mówić. Co tydzień przez trzy dni w tygodniu ja i moja rodzina uczęszczaliśmy na spotkania Świadków Jehowy, które trwały 5 godzin. Wtedy...
Miłosierdzie Boże nad moją duszą – część I
Mając 10 lat byłam bardzo nieszczęśliwa, że należałam do Kościoła Katolickiego. Zadawałam wiele pytań różnym katolickim kapłanom i zakonnicom. Najlepszą rzecz, jaką te osoby robiły było nauczanie...