Gdybym mogła cofnąć czas to nie poddałabym się zabiegowi in vitro
Czuję, że powinnam podzielić się z wami moim świadectwem. Jestem przekonana, że jakaś więź wytworzy się między nami i poczuje ulgę. Oto moje świadectwo.
Nazywam się Elis. Jestem katoliczką. Wychowywałam się w religijnej atmosferze, ale rodzice nie zmuszali mnie do praktykowania wiary. Tym samym kiedy byłam nastolatką nie buntowałam się przeciwko nauczaniu Kościoła Katolickiego w niektórych kwestiach. Religia zawsze była częścią mojego życia.
Kiedy weszłam w dorosłość byłam praktykującą katoliczką. Miałam chłopaka, który pochodził z bardzo religijnej rodziny. W wierze katolickiej był wychowywany od dziecka. Nie uczęszczał do szkoły tylko miał nauczanie domowe. Razem z całą rodziną uczestniczył w mszach sprawowanych po łacinie. Codziennie wieczorem cała rodzina odmawiała cząstkę różańca. Związek z nim sprawił, że moja wiara pogłębiła się. Jednak po jakimś czasie zerwaliśmy ze sobą. Potem poznałam mężczyznę, który obecnie jest moim mężem. Mój małżonek nie jest katolikiem tylko niepraktykującym metodystą. Niestety małżeństwo sprawiło, że przestałam być gorliwą katoliczką. Uczestniczyłam we mszy świętej tylko w niedziele i święta nakazane.
Po ślubie okazało się, że jesteśmy bezpłodni. W tym miejscu dodam, że znałam stanowisko Kościoła Katolickiego odnośnie sztucznego zapłodnienia in vitro. Jednak świadomie zignorowałam to nauczanie. Nie wierzyłam, że Bóg miał wobec mnie najlepszy plan. Od dziecka chciałam wyjść za mąż i mieć dzieci. Przerażało mnie to, że nie będę mogła zostać matką. Nie chciałam czekać i zaufać Bogu. Natychmiast chciałam mieć dzieci. Miałam 27 lat. Czułam, jak zegar biologiczny bił na alarm do tego stopnia, że nie mogłam spać w nocy. Teraz widzę, że byłam głupia.
Pewnego dnia podczas wizyty kontrolnej lekarz powiedział nam, że szansa na to, że zostanę matką wynosiła tylko 1%. Doradził nam, abyśmy nie tracili pieniędzy i czas na zabieg inseminacji domacicznej. Zaproponował sztuczne zapłodnienie in – vitro. Zgodziłam się.
Jednocześnie chciałam być rozsądna przez popełnienie „mniejszego grzechu”. Spytałam lekarza czy jest możliwość zapłodnienia niewielkiej liczby embrionów tak, aby żaden nie pozostał zamrożony na zawsze. Doktor pomyślał, że straciłam rozum. Uznał mnie za jakąś szurniętą dewotkę. Z drugiej strony zgodził się ze mną. Jednak koszt zabiegu sprawił, że rozmyśliłam się.
Kilka lat później natknęłam się na ogłoszenie kliniki in vitro, która przeprowadzała zabiegi sztucznego zapłodnienia za darmo. Ucieszyłam się, ale była druga strona medalu – nie istniała ograniczona liczba embrionów, które były zapładniane w tej placówce. Bycie matką zaślepiło mnie do tego stopnia, że całkowicie odrzuciłam wszystkie normy, których się trzymałam. Zapisałam się do tej kliniki i zgodziłam się na stworzenie nieograniczonej liczby embrionów. Jednocześnie byłam smutna. Miałam i nadal mam poczucie winy i wyrzuty sumienia za to, co zrobiłam.
Lekarze zapłodnili 8 embrionów. Podczas jednego zabiegu zagnieżdżono mi w łonie 2 embriony. Byłam w ciąży z bliźniakami. Niestety po 8 tygodniach poroniłam. Potem nastąpił drugi zabieg in vitro. Po raz drugi wprowadzono 2 embriony do mojego łona. Z tych dwóch tylko jeden zagnieździł się w moim łonie. Niestety 7 tygodni później poroniłam po raz drugi. Miałam wrażenie, że to była kara za to, co zrobiłam. Po 2 miesiącach wprowadzono mi jednego embriona. Po dwóch poronieniach zrezygnowałam z zabiegu, podczas którego aplikowano mi dwa embriony jednocześnie. Tutaj dodam, że większość lekarzy, którzy zajmują się przeprowadzaniem sztucznego zapłodnienia in vitro nie wprowadza do łona pacjentek więcej niż dwóch embrionów. Lekarze, którzy na mnie przeprowadzali sztuczne zapłodnienie mocno odradzali mi wprowadzenie więcej niż jednego. Oczywiście są wyjątki, ale nie występują często. Jeśli lekarz wprowadza do łona kobiety więcej niż dwa embriony to może stracić licencję do wykonywania zawodu. Owszem to co robili było złe, ale nie wprowadzili mi 10 embrionów do łona, a potem wybrali te, które trzeba zabić.
Po piątym zabiegu sztucznego zapłodnienia zaszłam w ciążę. Tym razem nie poroniłam. W czerwcu 2014 roku urodziłam śliczną córeczkę. Nie jestem w stanie opisać ile światła, miłości i szczęścia przyniosło mi moje dziecko. Jest tak bystra i dobra. Cieszyłam się, że zostałam matką, ale było mi bardzo przykro, że poczęła się w grzechu. Z tego powodu cierpię każdego dnia. Raz przeczytałam, że dzieci poczęte w wyniku sztucznego zapłodnienia in vitro są porównywalne do ofiar gwałtu. To jest przykre, ale prawdziwe, a prawda w oczy kole.
Po przyjściu na świat mojej córki trzy embriony pozostały zamrożone. Miałam świadomość, że kiedyś będą musiały przyjść na świat, ponieważ bezczelnie zlekceważyłam nauczanie Kościoła Katolickiego w kwestii zapłodnienia in vitro. Teraz wierzę, że życie zaczyna się w wyniku poczęcia. Nie wyobrażam sobie, aby te trzy małe duszyczki zostały zniszczone lub oddane do badań nad embrionami.
Kiedy moja córeczka miała 8 miesięcy spotkała mnie miła niespodzianka – zaszłam w ciążę. Lekarze twierdzili, że szansa na to, że zajdę w ciążę wynosi tylko 1%. Teraz zastanawiam się kto i w jaki sposób ustalił taką liczbę. 17 miesięcy od poczęcia córeczki urodziłam ślicznego syneczka. Potem po raz drugi zaszłam w ciążę z 6 embrionem. Dwa embriony pozostały w zamrażalce i czekają na to, aby mogły przyjść na świat. Boję się, że nie będę mogła ich urodzić. Oprócz tego przeraża mnie to, że zabraknie mi pieniędzy na opłacenie przetrzymywania embrionów w zamrażalce. Jeśli to się stanie to tym samym będą wyrzucone lub oddane do laboratorium do badań nad embrionami. Na domiar złego straciłam pracę i tym samym ubezpieczenie, dzięki któremu mogłam pokrywać koszty związane z przechowywaniem embrionów w zamrażalce. Po za tym dwa razy miałam już cesarskie cięcie. Obawiam się, że obecny poród również będzie wymagał tego zabiegu.
Gdybym teraz mogła cofnąć czas to nie poddałabym się zabiegowi sztucznego zapłodnienia. Jednocześnie mam świadomość, że Bóg poddał mnie próbie. Nie zaliczyłam jej, ale Stwórca obdarzył mnie cudownym darem macierzyństwa, na który nie zasłużyłam. Jestem przerażona, że piszę o tym. Nie jest mi przykro z powodu mojej córki, która przyszła na świat. Żałuje tylko metody, za pomocą której poczęła się w moim łonie. Gdybym była świadoma tego wszystkiego to nawet myśl o in vitro nie przyszłaby mi do głowy.
Proszę módlcie się za mnie. Jestem w początkowym stadium rozwojowym w ciąży. Boję się, jak poradzę sobie w przyszłości z tym wszystkim. Jednocześnie wierzę i ufam mocno Bogu.
Elis*
*Imię zmienione ponieważ autorka świadectwa chciała zachować anonimowość.
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło:https://sacredheartguardians.org/ivf-regrets-one-mothers-story/
Komentarze (0)
Powiązane artykuły
30 moich dzieci zginęło podczas in vitro
To świadectwo dedykuję mojej rodzinie, która przekonała się, jak bolesnym i niebezpiecznym jest zabieg sztucznego zapłodnienia in vitro. Często modlę się tymi słowami: „Boże, ty jesteś...
Zapłodnienie in vitro a nauka Kościoła Katolickiego
Dlaczego Kościół odrzuca zapłodnienie in vitro? Pierwsza zasada wyjaśnia pozostałe: dziecko zasługuje na to, aby poczęło się podczas pełnego miłości aktu małżeńskiego jego rodziców. Poczęcie na...
Gorzkie owoce sztucznego zapłodnienia in vitro
Razem z mężem czujemy się wezwani do podzielenia się naszym świadectwem z innymi. Być może niektórzy dobrze zastanowią się zanim zdecydują się na zabieg sztucznego zapłodnienia in vitro. Razem z...