Dziecko przyprowadziło mnie do Kościoła Katolickiego
Dzieciństwo i okres buntu
Urodziłam się w rodzinie, która należała do protestanckiego, konserwatywnego odłamu Braci Plymutckich. W sposób szczególny jestem bardzo wdzięczna mojej matce za wychowanie w duchu chrześcijańskim i za wspaniałe historie, jakie mi opowiadała w dzieciństwie.
Wychowanie w tej wierze protestanckiej kładzie największy nacisk na czytanie Biblii i uczenie się na pamięć jej fragmentów. Najbardziej podobały mi się ewangelie. W nich mogłam przeczytać słowa Jezusa Chrystusa i poznać jego czystą miłość, którą darzy każdą osobę.
Niestety kiedy miałam 15 lat zaczęłam buntować się przeciwko wyznawanej wierze. Stałam się sceptyczna wobec tego odłamu protestanckiego i hipokryzji, której doświadczałam od innych na co dzień. Nie chciałam mieć nic wspólnego z grupami modlitewnymi, jakie działały w zborze. Odczuwałam wstręt wobec nabożeństwa "ocalenia dusz", które miało miejsce pod koniec kazania w czasie śpiewania smutnych pieśni. Często nie chodziłam na protestanckie nabożeństwa do zboru. W tym czasie jeździłam samochodem moich rodziców gdzie mi się podobało. Pewnego razu byłam w zborze na nabożeństwie. Pastor na kazaniu powiedział, że wie kiedy będzie koniec świata i wyznaczył jego datę. Potem okazało się, że nie było żadnego końca świata. Jednak to doświadczenie sprawiło, że poczułam wstręt do tego Kościoła Protestanckiego.
Mając siedemnaście lat przestałam być praktykującą protestantką. Zaczęłam interesować się mistycyzmem i wschodnią filozofią. W szkole średniej księga: „Tao Te Ching” stała się moją nową "Biblią". W 1978 roku rozpoczęłam studia na uniwersytecie stanowym Ohio. Źródłem mojej wiary stała się filozofia świecka. Tym samym liberalizm z lat 70. i 80. stał się moją „wiarą”. Byłam gorliwą zwolenniczką filozofii feministycznej, ideologii marksistowskich, komunizmu, socjalizmu i New Age. Stałam się wojującą ateistką, która zwalczała religię na wszelkie możliwe sposoby. W sposób szczególny nienawidziłam Kościół Katolicki. Byłam przekonana, że propaganda katolicka dyskryminowała kobiety przez 2000 lat istnienia Kościoła. Z własnej woli poddałam się „praniu mózgu” przez sekularyzację i liberalizm. Czułam, że moją misją jest zniszczyć Kościół Katolicki i jego nauczanie.
Stałam się rzecznikiem na rzecz „prawa” do aborcji, a nawet popierałam zabijanie dzieci po porodzie. Raz „pomagałam” mojej przyjaciółce przez zaprowadzenie jej do kliniki aborcyjnej. Przez cały czas wywierałam na nią presję, aby zabiła swoje nienarodzone dziecko. W ten sposób „pomogłam” innym moim koleżankom, które również udawały się do kliniki aborcyjnej, aby poddać się aborcji. Wchodząc i wychodząc do tych placówek wiele razy pomstowałam na działaczy pro - life. Przez cały okres studiów nie zdawałam sobie sprawy, że byłam prawą ręką Szatana.
Ukończyłam filologię angielską z uczestnictwem w fakultetach z filozofii. Oprócz tego uczęszczałam na Columbus College of Arts, gdzie studiowałam sztukę. Razem z moimi koleżankami myślałyśmy, że jesteśmy osobami "oświeconymi", które nie tolerowały wszelkiej religii i starej moralności, którą narzucono na nas po to, aby zapewnić "opium dla ludu". Zgodnie z naszym nowym „Credo” możemy robić wszystko, na co mamy ochotę w kwestiach dotyczących naszej seksualności. W rezultacie nasze umysły stały się „bogami”, pozwalającymi na zaspokajanie każdego kaprysu. Teraz myśląc o tym wszystkim wiem, że wtedy razem z moimi koleżankami znalazłam się na drodze, która prowadziła do samozagłady.
Będąc na szczycie ateizmu i liberalizmu poznałam mojego przyszłego męża. Był katolikiem, który utracił wiarę i przyjął te same liberalne ideologie, jakie popierałam. W przeciwieństwie do mnie mój przyszły mąż był zwolennikiem liberalizmu w mniejszym stopniu. Nie był ateistą, który zwalczał wszelką religię i Kościół Katolicki. W 1989 podjęliśmy decyzję, że się pobierzemy. Chociaż uważałam, że małżeństwo było instytucją narzuconą ludziom przez władzę i Kościół to zgodziłam się na ślub. Jednak zorganizowanie ceremonii zaślubin nie było łatwe. Wynikało to z tego, że nie chciałam, aby powiedziano lub przeczytano na naszym ślubie takie słowa jak: "Bóg", "Ojciec" i "Syn". Uważałam, że to są określenia patriarchalne, które nie pasują do współczesnej rzeczywistości. Mój narzeczony nie zgadzał się ze mną i wiele razy kłóciliśmy się z tego powodu. Ostatecznie zgodziłam się pozostawienie słowa "Bóg", ale chciałam wyrzucić słowo: "Ojciec". Nasz ślub odbył się w unitariańskim zborze. Ceremonii przewodniczył protestancki duchowny, który był prezbiterianinem. Wybrałam fragment z Księgi Pieśni nad Pieśniami, aby był odczytany podczas ceremonii ślubnej. Myślałam, że to był piękny fragment literatury, dotyczący miłości. Tak naprawdę ten tekst zapuścił tak głębokie korzenie w moim sercu, że nawet wojujący ateizm nie był wstanie go wykorzenić.
Zmiana dokonana przez dziecko
Po ślubie nie wzięłam nazwiska mojego męża, ani nie chciałam mieć dzieci. Będąc kobietą „oświeconą” uważałam, że posiadanie potomstwa nie pozwoli mi zrobić kariery. Jednak mój mąż chciał mieć dzieci. Stopniowo obudził we mnie uśpione pragnienie posiadania dziecka. Po dziesięciu miesiącach małżeństwa w sierpniu 1990 roku urodziłam dziecko.
Do dzisiaj pamiętam jak pierwszy raz zobaczyłam mojego syna na ekranie podczas badania ultrasonografem kiedy byłam w ciąży. Ten widok prześladował mnie przez jakiś czas. Przez wiele dni nie mogłam wyrzuć z pamięci widoku mojego dziecka, jaki zobaczyłam na ekranie ultrasonografu. Byłam zirytowana, zakłopotana i zraniona. Co ciekawe nie mogłam zrozumieć dlaczego tak się czułam. Po jakimś czasie dotarło do mnie, że to wszystko, w co wierzyłam jako aktywistka na rzecz aborcji było kłamstwem. Mój syn w 10 tygodniu ciąży nie był żadnym zlepkiem komórek. Był dzieckiem, który miał ukształtowaną głowę, rączki, nóżki, paluszki u rąk i nóg, a jego serce zaczęło bić.
Pamiętam doskonale jak tuliłam do siebie to bezbronne dziecko widząc jego smutny wyraz twarzy kiedy przyszło na świat. Teraz wiem, że moje dziecko miało powód zmartwienia. Wynikał z tego, że jego dusza wkrótce będzie miała ostrą jazdę bez trzymanki z liberalną mamusią. Po porodzie postanowiłam że będę „postępową” i „oświeconą” matką.
Pierwsze lata mojego macierzyństwa były okresem kształtowania, którego potrzebowałam. One rozpaliły miłość do mojego dziecka. Byłam bardzo szczęśliwa, że zostałam matką. Mój syn stał się oczkiem w mojej głowie. Dla niego zrobiłabym wszystko, włączając w to oddanie własnego życia. Zrozumiałam, że moje dziecko nie powstało na chybił trafił w wyniku ewolucji. Macierzyństwo sprawiło, że ziarno wiary zasiało się w moim sercu. Potem wydało plon, jakim było moje nawrócenie. Zanim do tego doszło musiało minąć wiele lat ponieważ byłam zatwardziałą ateistką z powodu „prania mózgu”, jakiemu poddałam się w młodości. Jednak miłość była silniejsza niż to wszystko, w co wierzyłam.
Kiedy mój syn miał niecałe trzy latka zaczęłam go uczyć różnych religii. Szczególnie podobała mu się biografia Siddhartha Gautama – „Naczelnego Buddy”. Mój syn uczył się „duchowości”. Nie chciałam zmuszać go do przyjęcia jakiejkolwiek religii. Czytałam mu wiele książek dotyczących New Age, napisanych przez: Eckhart'a Tolle'a, Chopra, Hicks'a, a także dzieło autorstwa Helen Schucman pt: „A Course in Miracles”. Przyjmując te filozofie myślałam, że wierzę w Boga. Tak naprawdę zgodnie z nauczaniem tych osób mogłam sama stać się Bogiem.
Ocalona przez katolicką szkołę
Po jakimś czasie postanowiliśmy zapisać naszego syna do przedszkola. Zdecydowaliśmy, że katolickie przedszkole i szkoła podstawowa St. Peter Catholic School spełniają nasze standardy dotyczące kształcenia. Zapytałam dyrektorkę tej placówki opiekuńczo – wychowawczej, czy nic nie stoi na przeszkodzie, aby moje dziecko uczęszczało do katolickiego przedszkola, ponieważ jego rodzice nie są katolikami i wierzą w „duchowość” niż w religię. Dyrektorka tak mi odpowiedziała:
- Nie zamierzam panią przepraszać za to, że prowadzone przez nas przedszkole i szkoła podstawowa kształcą dzieci w wierze katolickiej.
Wróciłam do domu i powiedziałam mojemu mężowi, że zapisałam naszego syna do katolickiego przedszkola. Z tego powodu musiał zacząć praktykować swoją wiarę i regularnie chodzić do kościoła po to, abyśmy mieli zniżkę na opłaty za przedszkole. Mój mąż zgodził się niechętnie. Stopniowo zaczął otwierać własne serce na wiarę, którą utracił jako nastolatek. Co tydzień mój syn uczęszczał na msze świętą i lekcje religii. W każdą niedzielę chodził do kościoła na mszę razem z mężem. Potem, pod naciskiem mojego męża, mój syn, w wieku 8 lat, i moja nowo narodzona córka przyjęły chrzest w wierze Kościoła Katolickiego. Byłam w szoku. W przeszłości będąc gorliwą feministką nie przyszłoby mi do głowy, że kiedyś wyjdę za mąż i będę mieć dzieci z mężczyzną, który jest praktykującym katolikiem. Z początku byłam bardzo niezadowolona. Chociaż otworzyłam się na kochającego Boga to nie chciałam mieć nic wspólnego z Bogiem pochodzącym z jakieś „instytucji religijnej”. Ostatecznie powiedziałam mężowi, że może praktykować swoją wiarę pod warunkiem, że nie będzie jej narzucał naszym dzieciom. Mój mąż stał się gorliwym katolikiem. Regularnie chodził do spowiedzi, zaczął się modlić, uczęszczać na studium Pisma Świętego, a także jeździł na rekolekcje. To sprawiło, że pewnego dnia po moim nawróceniu wzięliśmy ślub kościelny w Kościele Katolickim.
W 1997 roku po raz drugi zaszłam w ciążę. Ten czas był dla mnie bardzo istotny. Zaczęłam doświadczać i dostrzegać miłość Boga. Dziecko, które rozwijało się w moim łonie było arką płynącą przez morza i oceany cywilizacji śmierci. W miarę upływu czasu bardziej otworzyłam się na cud nowego życia. Z jednej strony byłam kobietą, która widziała wiele razy niezgłębioną przemoc aborcji, ale uznawałam ją jako „prawo kobiety do decydowania o swoim brzuchu”. Natomiast z drugiej strony głosiłam, że powinniśmy odnosić się do siebie z miłością i czułością. Uświadomiłam sobie, że to była hipokryzja z mojej strony.
Będąc po raz drugi w ciąży przechodziłam przez mroczny czas. Zobaczyłam kłamstwa i zło, w którym byłam głęboko zakorzeniona. Myślałam sobie, że nigdy nie otrzymam przebaczenia za to, co zrobiłam w przeszłości. Jednocześnie w moim sercu pojawiło się głębokie pragnienie poznania Jezusa Chrystusa.
Z tego powodu po wielu latach zaczęłam czytać ewangelie. Ich lektura sprawiła że poznałam tą prawdę - Jezus stał się człowiekiem. W dzieciństwie nie wiedziałam o tym, ponieważ uważałam Jezusa za jednego z wielu przewodników duchowych. Czytając ewangelie zrozumiałam, że Jezus zstąpił na ziemię po to, aby nas uwolnić z największych otchłani grzechu i otworzyć nam Niebo. W tym czasie głęboka miłość do Jezusa zaczęła rozwijać się w moim sercu. W myślach słyszałam cały czas „Oratorium o Przyjściu Mesjasza”, którego kompozytorem był Georg Friedrich Händel. Nie mogłam przestać śpiewać tej pieśni. Z niecierpliwością czekałam na narodziny mojego drugiego dziecka.
W czerwcu 1998 roku urodziłam śliczną córeczkę. Pewnego razu będąc na spacerze w lesie śpiewałam: "Chwała Bogu za dar mojego dziecka". W tym czasie myślałam o tym narodzonym dziecku i narzekaniach ze strony zwolenników kontroli urodzin. Jednak w mojej córce nie widziałam „nadwyżki istnień ludzkich”.
Następnym krokiem jaki zrobiłam na drodze do nawrócenia było otwarcie mojego serca dla Boga. Pewnego razu mój syn poprosił mnie, abym poszła z nim na mszę. Odmówiłam, ale to nie była jego ostatnia prośba o pójście z nim do kościoła. Z początku prosił mnie nieśmiało, ale potem stanowczo. Ostatecznie zgodziłam się i poszłam z nim do kościoła dla „świętego spokoju”. Myślałam sobie, że nie stanie mi się żadna krzywda jeśli usiądę sobie w pięknym kościele, w którym znajdują się piękne witraże przedstawiające różne sceny biblijne i posłucham sobie pięknej muzyki sakralnej, śpiewanej przez wiernych i chór. Od tamtej pory razem z rodziną zaczęliśmy uczęszczać na mszę świętą.
Rozpoznałam Boga w Eucharystii
Pewnego razu na mszy siedziałam w ławce. W tym czasie była udzielana Komunia Święta. Tak się złożyło, że kapłan, który udzielał wiernym komunii minął ławkę, w której siedziałam. Ta sytuacja powtórzyła się co tydzień. Za każdym razem miałam wrażenie, że Jezus wzywał mnie do siebie. Na początku opierałam się. Pewnego razu razem z wiernymi w kościele odmówiłam modlitwę dziękczynną po Komunii. Poczułam w sobie obecność Jezusa, a moje serce napełniło się miłością i pokojem, jakiego nie znałam. Od tamtej pory zrodziło się we mnie pragnienie bycia z Jezusem na zawsze. Jednocześnie chciałam przystępować do Komunii Świętej. Miałam wrażenie, że uchyliły się dla mnie drzwi prowadzące do Nieba tak, że mogłam dostrzec piękność i miłość pochodzącą od Jezusa. Tamtego dnia ogień miłości do Jezusa Chrystusa rozpalił się w moim sercu.
Jednak istniały jeszcze przeszkody, które nie pozwalały mi na to, abym została katoliczką. Należały do nich – pycha, ubogi intelektualizm, egoizm, a także silna pogarda wobec Katolicyzmu, jaka zakorzeniła się w moim sercu, a która wynikała z wychowania w wierze protestanckiej. Szatan robił wszystko, aby zatrzymać mnie w ciemności ateizmu. Jednak niezaspokojona tęsknota za Jezusem, modlitwy przyjaciół, księży i mojej rodziny sprawiły, że Łaska Boga wypełniła moje serce.
Zapisałam się na Obrzęd Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych. Nie byłam łatwą kandydatką na katoliczkę, ponieważ sprzeciwiałam się temu, że tylko mężczyźni mogą zostać kapłanami i uważałam Kościół za instytucję religijną. W sposób szczególny moja niechęć do Kościoła Katolickiego nasilała się kiedy w prasie przeczytałam o skandalu seksualnym z udziałem osób duchownych. To wszystko sprawiało, że kapłan, który sprawował nade mną opiekę duchową, miał wątpliwości, czy powinnam przyjąć chrzest w wierze Kościoła Rzymskokatolickiego. Jednak w tej ciemności w jakiej się znajdowałam mogłam poczuć obecność Jezusa Chrystusa. Cały czas nasz Zbawiciel dawał mi do zrozumienia, że mnie kocha i wzywa do swojego Kościoła. Jednocześnie bardzo chciałam Go przyjmować w Komunii Świętej. Przy pomocy Łaski Bożej udawało mi się pokonać przeszkody, które sama sobie zrobiłam. Miłosierdzie Jezusa wypełniło moją duszę. W sakramencie pokuty otrzymałam odpuszczenie grzechów. W Wielką Sobotę przyjęłam chrzest i Pierwszą Komunię Świętą. Poczułam, jak Jezus zamieszkał w moim sercu.
Minęło 10 lat, odkąd zostałam katoliczką. Cały czas ubogacam moją wiarę przez studiowanie Pisma Świętego, żywotów świętych i modlitwę różańcową. Dużo się modlę. Często chodzę na mszę świętą.
Obecnie jestem świecką katechetką. Uczę religii w szkole podstawowej. Bóg pobłogosławił mnie trójką dzieci: dwiema córkami (jedna ma 13, a druga 10 lat) i synem, który obecnie ma 21 lat i studiuje na Franciszkańskim Uniwersytecie w Steubenville, w stanie Ohio. Nawróciłam się na Katolicyzm dlatego, że mój syn podzielił się ze mną wiarą, którą wyznaje.
Bogu niech będą dzięki za łaskę mojego nawrócenia.
Cynthia Scodova
Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak
Źródło:https://chnetwork.org/story/a-child-who-led-me-conversion-story-of-cynthia-scodova/
Komentarze (0)
Powiązane artykuły
Świadectwo Nawróconej Feministki
Stwierdzenie: „Bóg nie istnieje” stało się moim dogmatem, w który fanatycznie wierzyłam. Odrzuciłam zachowanie dziewictwa do zawarcia małżeństwa i niezażywanie narkotyków. W przeszłości...
Od ateistki do katoliczki
Po ukończeniu studiów miałam odrazę do Chrześcijaństwa. Wyszłam za mąż za mężczyznę, który jest katolikiem, ale nie pozwoliłam mu zawiesić krzyż na ścianie w naszym domu. Czułam wstręt do osób,...