żywa Wiara

Świadectwa wiaryZOBACZ WSZYSTKIE

Miłosierdzie Boże nad moją duszą – część II

autor: Kathy Schwehm.

użytkownik: MRak z dnia: 2018-09-25

     Mając 20 lat odzyskałam nieco poczucia własnej wartości. Myślałam sobie, że skoro Bóg nie miał zamiaru zabić mnie, to mogłam zrobić coś dobrego do czasu, kiedy byłby gotów zemścić się na mnie. Chciałam odzyskać miłość i uznanie mojej matki. Postanowiłam poprawić się i odnowić relację z moją rodziną. Musiałam uczęszczać na spotkania Świadków Jehowy, abym mogła zamieszkać w domu. Po niedługim czasie znalazłam przyzwoitą pracę i miałam mieszkanie.

     Według Świadków Jehowy osoby należące do tej sekty i jednocześnie uczestniczące w życiu społecznym są obywatelami „drugiej kategorii”, od których Bóg jest daleko. Charyzmatyczni przywódcy mówili mi, że w najlepszym wypadku mogłam zostać przyjacielem Jehowy. Członkowie tej organizacji dali mi nadzieję, że przez ciężką pracę nad sobą Bóg może odpuści mi ten okropny grzech, jakim była aborcja. Jeśli tak się stanie, to według nich, będę żyć na zawsze w raju na ziemi, który nastąpi po armagedonie. Jednocześnie wmawiano mi, że nie będę mogła oglądać Boga twarzą w twarz ponieważ według nich byłam morderczynią.

    Zaczęłam wykonywać prace, jakie zlecali mi Świadkowie Jehowy. Stałam się pomocnikiem pioniera w tej organizacji i brałam czynny udział w miejscowej kongregacji Świadków Jehowy. Mój brat pojechał do Bethel. Z tego powodu mogłam pojechać do Brooklyn'u w Nowym Jorku, aby go odwiedzić. Tam poznałam mojego męża. Rozumieliśmy się bez słów. Dla mnie relacja z nim była niezwykła, ponieważ mam dystans do ludzi. Po roku znajomości wzięliśmy ślub.

     Pierwszy rok naszego małżeństwa był dla nas bardzo trudny. Przeprowadziłam się z Pittsburgh do Nowego Orleanu. To był dla mnie szok. Z początku nie mogłam znaleźć stałej pracy, a zarobki mojego męża były tak niewielkie, że ledwo wiązaliśmy koniec z końcem. Przeprowadziliśmy się do teściów. Mój mąż, po powrocie z Bethel, miał bardzo duże wątpliwości co do Świadków Jehowy.

     Przez następne 7 lat, mój mąż przechodził przez wielki kryzys wiary związany z przynależnością do Świadków Jehowy. Od małego był wychowywany w tej sekcie i tym samym to była jedyna religia jaką wyznawał. Widziałam jak bardzo cierpiał z powodu następującego faktu: wszystko, czego się tam nauczył było kłamstwem. Z miłego i uprzejmego człowieka stał się bardzo agresywny i przygnębiony, powodowały to oszustwa Świadków Jehowy. Widziałam, jak bardzo cierpiał. Nie wiedziałam jak mogę mu pomóc.

     Pomimo, że mój mąż przedstawił mi kłamstwa i oszustwa związane z działalnością i nauczaniem Świadków Jehowy, nie byłam tak bardzo niechętna Świadkom jak on. Taki stan rzeczy wynikał z faktu, że nie byłam wychowywana w tej organizacji od małego. Miałam wiarę w Boga, wiedziałam że istnieje i zawsze wiedziałam, że mnie kocha (przynajmniej na dystans). To wszystko wiedziałam jeszcze zanim zostałam Świadkiem Jehowy. W tym samym czasie uświadomiłam sobie, że w poszukiwaniu Boga trafiłam pod niewłaściwy adres kiedy zostałam świadkiem Jehowy. Czułam się bezradna, nie wiedziałam jak mogłam pomóc mojemu mężowi, który przechodził trudny okres. Jednocześnie dotarło do mnie, że patrzę jak mój mąż traci wiarę w Boga i to mnie przeraziło.

    Pewnego dnia jadąc samochodem do pracy głęboko modliłam się do Boga. Błagałam z całego serca, aby przyprowadził męża do Siebie i przywrócił mu wiarę. Powiedziałam Bogu, że jeśli Świadkowie Jehowy nie nauczają prawdy to w porządku. Podczas modlitwy obiecałam Bogu, że jeśli przyprowadzi męża do Siebie to podążę za nim.

     Przez 7 lat razem z mężem przechodziliśmy przez duchową odyseję. Mój mąż zaczął studiować historię chrześcijaństwa i Pismo Święte. Potem dzielił się ze mną swoimi odkryciami.

     Po ukończeniu studiów licencjackich przez mojego męża, przeprowadziliśmy się do Arkansas, gdzie zaczął studia magisterskie. Tam, wspólnie, postanowiliśmy odejść na zawsze od Świadków Jehowy. Staliśmy się członkami Kościoła Luterańskiego, ponieważ krewni męża byli protestantami, którzy należeli do tej denominacji. Po obronie doktoratu, mój mąż dostał pracę na protestanckiej uczelni w Nebraska. Tam zaczął się interesować nauką Ojców Kościoła i dzielił się ze mną tym, czego się dowiedział. Latem 2002 roku przeprowadziliśmy się do stanu Nebraska. Mój mąż prowadził badania naukowe na Uniwersytecie Arkansas, a następnie na uczelni w Nebrasce. Pewnego dnia mąż wrócił do domu i powiedział mi, że jeśli chce być intelektualnie, duchowo i naukowo uczciwy wobec mnie i każdej innej osoby, to zamierza zostać katolikiem.

     Byłam bardzo zaskoczona: „Dlaczego?! Przecież w przeszłości należałam do Kościoła Katolickiego i uświadomiłam sobie, że tam nie ma Boga!”. Jednocześnie Duch Święty przypomniał mi o mojej modlitwie i postanowieniu, że jeśli Bóg przyprowadzi męża do Siebie to podążę za nim. To oznaczało, że musiałam ponownie odkryć to, co przyciągało mojego męża do Kościoła Katolickiego. Razem z mężem zaczęliśmy uczęszczać na Obrzęd Chrześcijańskiego Wtajemniczenia Dorosłych, który odbywał się w katedrze p.w. Zmartwychwstania Pańskiego w Lincoln, w stanie Nebraska.

     W tym czasie mój mąż dał mi różaniec. Na początku nie chciałam go nawet dotykać. Pewnego dnia na kanale telewizyjnym EWTN oglądałam program o Koronce do Bożego Miłosierdzia. Spytałam mojego męża co to takiego. Powiedział mi, że jest to modlitwa o wyproszenie Bożego Miłosierdzia. Następnie pokazał mi jak się ją odmawia na różańcu, który mi dał. Kiedy nauczyłam się Koronki do Bożego Miłosierdzia, zaczęłam ją odmawiać z ludźmi w telewizji i jednocześnie płakałam.

     Przed Świętami Bożego Narodzenia w 2002 roku spytałam męża, jaki chciałby dostać prezent. Powiedział, że marzy o książce pt: „Dzienniczek” napisany przez świętą siostrę Faustynę. Spytałam go, kto to jest. Mój mąż wyjaśnił mi, że to była zakonnica z Polski, która miała prywatne objawienia Pana Jezusa Miłosiernego. Wszystkie te objawienia napisała w swoim dzienniczku. Zamówiłam go i na Święta Bożego Narodzenia mój mąż znalazł Dzienniczek pod choinką. Byłam bardzo ciekawa i zaczęłam go czytać, kiedy mąż nie czytał. Pewnego dnia mąż odkrył mnie czytającą Dzienniczek świętej siostry Faustyny, i tak postanowiliśmy, że wspólnie go przeczytamy wieczorem przed pójściem spać.

     Podczas lektury Dzienniczka odkryliśmy, że Koronka do Miłosierdzia Bożego była częścią tych objawień. Zrozumiałam, dlaczego ta modlitwa miała na mnie taki duży wpływ. Po raz pierwszy w życiu uświadomiłam sobie, że tego właśnie potrzebowałam – Miłosierdzia Bożego. Przez wiele lat wierzyłam, że Bóg nie może wybaczyć mi grzechów i okazać Swojego miłosierdzia. Tylko inne osoby mogły dostąpić tej łaski. W końcu byłam tą kobietą, która zabiła własne dziecko, dar Boży, a potem straciłam drugie z powodu poronienia.

     Dotarło do mnie, że Bóg nie czekał, aby mnie zniszczyć z powodu grzechów, tylko czekał, abym przyjęła Jego miłość, niezgłębione miłosierdzie i przebaczenie. To sprowadziło mnie na kolana, zarówno w sensie dosłownym, jak i w przenośni. Zrozumiałam, że mogłam mieć bliską relację z Bogiem, który chciał mieć mnie przy sobie na zawsze w Niebie, abym mogła Go oglądać twarzą w twarz.

     Pomimo, że wiele się nauczyłam o Miłosierdziu Boga przez lekturę Dzienniczka Świętej siostry Faustyny to nadal miałam wątpliwości, czy powinnam zostać katoliczką. Mój mąż był gotowy przyłączyć się do Kościoła Katolickiego natychmiast. Ja miałam wiele obaw i wątpliwości co do tego. Moje podejście do Kościoła Katolickiego bazowało w dużym stopniu na słabym wychowaniu religijnym, jakie otrzymałam uczęszczając na katechezę. Obawiałam się, że Kościół Katolicki może stworzyć podziały pomiędzy mną a moim mężem, i tym samym moje małżeństwo ległoby w gruzach.

     Modliłam się do Boga w katedrze p.w. Zmartwychwstania Pańskiego. Błagałam Boga, aby objawił mi prawdy odnośnie Kościoła Katolickiego. Powiedziałam mu, że jeśli naprawdę jest obecny w Kościele Katolickim to niech mi to udowodni. Podczas modlitwy miałam wrażenie, jakby otaczały mnie wielkie mury wątpliwości i strachu tak, że nie mogłam przejść przez nie bez pomocy Boga. Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że muszę całkowicie polegać na Opatrzności Bożej w przyprowadzeniu mnie do Kościoła Katolickiego, a nie na moim rozsądku, ponieważ moje pojmowanie wiary było skalane. Kiedy poddałam się całkowicie woli Boga to mury strachu i wątpliwości rozpadły się, a tym samym mogłam zaakceptować nauczanie Kościoła Katolickiego. Stało się dla mnie jasne, że tylko ten Kościół był moim prawdziwym domem.

     Rozmawiałam z księdzem na temat mojego powrotu do Kościoła. Najpierw poszłam do spowiedzi. Tu muszę dodać, że nie spowiadałam się przez 25 lat. Przy spowiedzi nie musiałam bać się co do wymyślania tylko trzech grzechów. Miałam na sumieniu wiele lekkich i ciężkich grzechów, które wyznałam na spowiedzi. Pomimo stresu i strachu wyznałam ciężki grzech aborcji, jaki popełniłam. Po otrzymaniu rozgrzeszenia i przebaczenia Boga, poczułam w sobie ulgę jakiej nie potrafię opisać. Czułam się tak, jakby ktoś zabrał mi ogromny ciężar, jaki dźwigałam przez te 25 lat. Bóg okazał mi swoje miłosierdzie, a moja dusza je przyjęła. To było radosne doświadczenie wyzwolenia z grzechu. W 2003 roku w Wigilię Paschalną powróciłam do Kościoła Katolickiego. Kathy Schwehm.

Tłumaczenie z j.ang. na j.pol: Marcin Rak

Źródło:http://www.catholicxjw.com/kathy.html

Komentarze (0)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.