Nie jestem lepsza
Byłam dziś w kościele na Mszy świętej. Rekolekcje akademickie, więc kościół pełen ludzi.
Jestem osobą na tyle „wychowaną” w katolickich wspólnotach, że zbytnio nie krępuję się głośno odpowiadać księdzu podczas Mszy, śpiewać pieśni, które znam, czy składać ręce na Ojcze nasz. W czasie trwania liturgii zaczęłam nieznacznie zerkać na ludzi, gdyż nie bywam zbyt często w tej parafii. Zobaczyłam twarze, które wyrażały zamknięcie, osoby, które nie otwierały ust.
Poczułam się inna w tym, że ja tę modlitwę przeżywam choć trochę na zewnątrz, a oni nie. Liturgia miała piękną oprawę, grał zespół, który przyjechał z księdzem rekolekcjonistą, więc wszystko sprzyjało budowaniu nastroju otwarcia się na modlitwę.
Zobaczyłam wewnątrz, że Duch Święty przechadza się bardzo pomiędzy nami, jakby opływał, okrążał każdą osobę. Nie ważne, czy ktoś był „skamieniały”, czy wręcz przeciwnie, Duch Święty przechodził wszędzie i działał na swój własny sposób.
Ja dalej modliłam się po swojemu – może kogoś to ośmieli?
Nadszedł moment Komunii świętej. Po „Baranku Boży” osoby klęczące dookoła mnie usiadły. Ja trwałam jeszcze na kolanach, chcąc przygotować serce. Przecież zaraz przyjmę Jezusa. Ale już miałam z tyłu głowy: oni nie pójdą do Komunii. (Dlaczego? W domyśle: dlaczego nie chcą?).
I rzeczywiście tak było, nie poszli. Masa ludzi nie poszła. Bardzo się tym przejęłam. Wstałam, dziewczyna przepuściła mnie, i poszłam przyjąć Pana.
Nie wiedziałam, jak mam się czuć. Lepsza? Bo „ja mogę iść do komunii, a oni nie”? Bo ja żyję z Jezusem i mam Jego łaskę, a oni nie? Chciałam się poczuć lepsza, ale nie wyszło. I modliłam się, i trudno mi było zanurzyć się w obecność Pana, bo wciąż myślałam o tych, którzy Go nie przyjęli.
W czym jestem od nich lepsza? W tym, że byłam u Komunii? To nie tak, nie chcę się w ogóle porównywać, choć samo przychodzi. Przecież to Jego łaska, a nie moja zasługa, że byłam u spowiedzi, że mam czyste serce. A ktoś nie ma...
Ja mam Skarb, największy na świecie. I moje serce cierpi, bo ktoś tego Skarbu nie ma, nie chce mieć, nie może mieć, nie wie, jak Go mieć, nie wie, że Go potrzebuje, nie wiem, z jakich powodów, może być ich mnóstwo. Ktoś tego Skarbu nie ma, ktoś nie jednoczy się z Jezusem. Nie wyobrażam sobie życia bez Niego, bez Niego jest śmierć.
Nie chcę, żeby tak było, że ktoś nie jest jedno z Nim. Boli mnie to. Obchodzi mnie to. Bo bez Jezusa życie nie ma sensu, to nie jest prawdziwe życie, gdy dusza jest martwa.
Spotkamy się w niebie? Bogu na tym zależy i On zrobi wszystko.
Dla Jezusa nie istnieje żadna bariera, by przyjść do człowieka, oprócz jednej – mojej wolnej woli, by Go wpuścić. On pokonał nasz grzech, On jest większy od wszystkiego. To z mojej strony może być bariera, brak otwarcia się na łaskę, ale nie z Jego strony. Z Jego strony nie ma przeszkód, On jest Wszechmogącą Miłością, On wciąż woła, i czeka, i jest, i będzie się dobijał, i żebrał do skutku.