żywa Wiara

ArtykułyZOBACZ WSZYSTKIE

Pinezki Helenki - historia sługi Bożej Dulcissimy Hoffmann

autor: Grzegorz Fels

użytkownik: Admin z dnia: 2013-07-17

Przekraczając granicę między dzielnicami Nowy Bytom (Ruda Śląska) i Zgoda (Świętochłowice), przy pierwszym zakręcie drogi napotkamy rząd kilku starych, ceglanych familoków (wielorodzinne budynki przeznaczone dla rodzin pracowników przemysłu ciężkiego) z początku XX wieku. Na jednym z nich znajduje się pamiątkowa tablica informująca przechodniów, iż w tym miejscu, 7 lutego 1910 roku, przyszła na świat Helena Hoffmann, późniejsza s. Dulcissima.
 
Ze swojego typowego, śląskiego rodzinnego domu wyniosła głęboką wiarę oraz szczególną wrażliwość na pracę i cierpienie ludzi. Po ukończeniu Katolickiej Szkoły Powszechnej nie podjęła już dalszej nauki, pomagając w domu wcześnie owdowiałej matce. Niedługo po swojej Pierwszej Komunii Świętej Helenka znalazła na polu medalion z wizerunkiem młodej zakonnicy. Rozpoznała w niej mniszkę, która wcześniej niemal namacalnie jej się przyśniła. Z czasem uświadomiła sobie, że była to św. Teresa od Dzieciątka Jezus. Co ciekawe, św. Teresa będzie jeszcze wielokrotnie, i to realnie, Helence towarzyszyć, pocieszając ją i pomagając w duchowym rozwoju.
 
Ksiądz proboszcz też tego nie robi
 
Już od najmłodszych lat Helenka związała się ze Zgromadzeniem Sióstr Maryi Niepokalanej, które to siostry pracowały w jej parafii. Pomagała im sprzątać i stroić (nieistniejący już dziś) kościół parafialny pw. św. Józefa. O jej prostej, ale jednocześnie mocnej, dziecięcej wierze świadczy pewien dosyć zabawny – zważywszy na jej czystą intencję – incydent. Otóż goszczący kiedyś w parafii na Zgodzie ksiądz podczas swych płomiennych kazań miał zwyczaj mocno bić pięścią w ambonę. Mała Helenka była tym faktem mocno oburzona. Uważała bowiem to „głośne zachowanie” co najmniej za nieprzyzwoite. Aby jakoś temu zaradzić, postanowiła podłożyć księdzu pod obrusik na ambonie pinezki. Gdy kaznodzieja swoim zwyczajem huknął pięścią w ambonę, to... No właśnie. Co było dalej? Sami musimy sobie dopowiedzieć, gdyż źródła na wszelki wypadek tego nie precyzują. W każdym razie plan małej Helenki musiał „zadziałać”, bo kiedy wzburzony kaznodzieja poskarżył się po Mszy proboszczowi, ten od razu domyślił się sprawcy. Zagadnięta przez proboszcza Helenka szczerze przyznała: – Tak, bo sądzę, że tam gdzie mieszka Zbawiciel, nie wolno tak walić. Ksiądz proboszcz też tego nie robi i również nie akceptuje czegoś podobnego u nas. Czy po tych słowach ksiądz proboszcz mógł się na nią jeszcze gniewać? Myślę, że z trudem zachowywał pozory powagi, a jego serce radośnie się śmiało, słysząc to łobuzerskie i szczere zarazem „świadectwo wiary” swojej małej parafianki.
 
Zakon i choroba
 
W wieku młodzieńczym Helena wstąpiła do Sodalicji Mariańskiej. Już wtedy pojawiały się u niej myśli o wyborze życia zakonnego. Ostatecznie 3 września 1927 roku została przebadana przez głównego lekarza Szpitala Hutniczego w Katowicach-Roździeniu, który pisemnie zaświadczył, iż jest całkowicie zdrowa. Z tym zaświadczeniem oraz opinią swego proboszcza została przyjęta jako kandydatka do Zgromadzenia Sióstr Maryi Niepokalanej. W 1929 roku, podczas nowicjatu w niemieckiej wówczas Nysie, otrzymała zakonny habit i przybrała imię Maria Dulcissima. Jednak jeszcze przed obłóczynami stwierdzono u niej guza mózgu. Jak później zanotowała: Dnia 21 marca 1931 r. prosiłam Zbawiciela, by wypełnił swoją wolę i swe zamiary względem mnie, nawet jeśli miałaby to być choroba i cierpienie.
 
W 1932 roku, w święto Wniebowzięcia NMP, młoda śląska zakonnica utraciła pamięć i mowę. Kiedy jej stan zdrowia uległ nieznacznej poprawie, pojawiły się trudności z chodzeniem i nasiliły się bóle głowy. 18 stycznia 1933 roku s. Dulcissima przybyła do polskiego Brzezia nad Odrą (dziś jest to dzielnica Raciborza). Stan jej zdrowia był bardzo ciężki, a mimo to lekarze nie potrafili stwierdzić, co jej dokładnie dolega. W Wielkim Poście poddała się woli Bożej, przyjmując paraliż lewej ręki i częściowy paraliż języka.
 
Swoje cierpienia, złączone z cierpieniami Jezusa Chrystusa, s. Dulcissima ofiarowywała za Kościół, Ojca Świętego, biskupów, kapłanów, swoje Zgromadzenie oraz za wszystkich potrzebujących, a zwłaszcza za grzeszników. Nie przyjmowała ona cierpienia jako nieszczęśliwego ciągu „przypadków”, ale świadomie starała się je zrozumieć i nadać mu głębszy sens.
 
Przez cały okres życia zakonnego miała silne bóle głowy. W okresie Adwentu 1933 roku pogorszył się jej wzrok, i to tak mocno, że niemal nic już nie widziała. Do jej licznych dolegliwości ciągle dochodziły nowe. Każdy ruch sprawiał jej ból. Nie potrafiła już poruszać się bez kuli. Była jednak pewna, że to sam Jezus prosi ją przez to o dobrowolne przyjęcie pokuty za innych ludzi i ona te cierpienia z pokorą, bez żalu przyjmowała.
 
Jakby cierpień fizycznych było mało, dochodziły do nich udręki związane z działaniem Szatana. Jak zanotowała: O, dręczy mnie czasami Zły tak bardzo! Stara się zepsuć wszystkie moje radości i wszystko uczynić cięższym niż to rzeczywiście jest. Walczyć i zmagać się z Ojcem kłamstwa musimy aż do ostatniej godziny. Maria Dulcissima nie precyzuje jednak, jak konkretnie wyglądało owo szatańskie „dręczenie”. Rzadko zresztą wspomina o swoich problemach wynikających z nękania przez demona. W liście do asystentki generalnej s. Honoraty wyznaje: Im więcej łask otrzymuję, tym mocniej wrzeszczy Zły. Dlatego proszę Siostrę o modlitwę...
 
Wojna nadejdzie z Berlina
 
18 kwietnia 1935 roku, schorowana, złożyła w kaplicy swojego brzeskiego klasztoru śluby wieczyste. Mimo nasilającej się choroby, ciągle odwiedzała domy chorych, budząc u mieszkańców podziw swym ofiarnym życiem. Miała też świadomość, iż nadchodzą trudne czasy związane z wybuchem wojny światowej. Jeszcze w Wielkim Poście 1934 roku mówiła współsiostrom o nadchodzącym rozlewie krwi i prześladowaniach (śląskie klasztory Sióstr Maryi Niepokalanej leżały w latach 30. zarówno po stronie polskiej, jak i niemieckiej). Apelowała: Módlcie się i ofiarujcie wiele. Nieszczęście przyjdzie z Berlina, tam gdzie jest wielu ludzi, i przeniesie się na Śląsk. Może też przyjść do nas, do Polski. Ale nie bójcie się, jesteście w rękach Bożych. Przewidując nadchodzące trudne czasy, poprosiła nawet swoich przełożonych o Msze Święte i jedną nowennę dla ochrony klasztorów swego Zgromadzenia.
 
Z kolei 2 czerwca 1935 roku napisała w liście do s. Klotyldy, że śmierć Piusa XI stanie się początkiem wielkich prześladowań. Papież zmarł 10 lutego 1939 roku. W marcu hitlerowskie wojska wkroczyły do Czechosłowacji, a za pół roku do Polski, rozpoczynając II wojnę światową. S. Dulcissima pocieszała jednak mieszkańców Brzezia, że najgorsze działania wojenne ich ominą, i tak też się stało.
 
Dulcissima nie myślała tylko o losach swego zakonu, ale obawiała się też o przyszłość całej ludzkości. Przepowiadała krwawe walki i wielkie kary, które spadną wkrótce na ludzi. Sprawiedliwi muszą współcierpieć. Również na rząd przyjdzie kara – pisała przejęta zakonnica. Prześladowania przyjdą na wszystkie kraje. (...) Jakiś czas wszystko może się toczyć obecnym torem, ale w ciągu nocy nastąpi radykalna zmiana. Ludzie miłosierni będą się starali pomagać, ale i wielu z nich zginie. Nadto nie będzie się wierzyło, że to Bóg jest tym, który karze.
 
W połowie lat 30. nikt jeszcze nie słyszał o „nalotach dywanowych”, a tym bardziej o bombie atomowej. Jednak s. Dulcissima, powołując się na duchowe informacje, otrzymane w sierpniu 1934 r. od św. Teresy z Lisieux, zanotowała: Przez karę, którą Bóg ześle, całe obszary ziemi zostaną zniszczone tak, że nigdy więcej, aż do końca świata, nie będą zamieszkane przez ludzi. Zapewne trudno było ówcześnie żyjącym ludziom nawet to sobie wyobrazić. Jednak ona ciągle ofiarowała swe cierpienie i apelowała o modlitwę, by zmniejszyć wymiar mającej nadejść na świat kary. Mimo to była pewna, że kary przyjdą, wszystkiego nie można zatrzymać. Czyżby zatem ona i jej podobni „sprawiedliwi” zatrzymali najwyższy wymiar czekającej świat kary? Jeśli nawet tak, to na jak długo?
 
Sługa Boża
 
Oprócz regularnych, nadzwyczajnych kontaktów ze św. Teresą z Lisieux (która od dzieciństwa była duchową przewodniczką s. Dulcissimy) miała ona też dar widzenia innych dusz, z którymi rozmawiała i modliła się za nie.
 
W Popielec 1936 roku dotknęły ją bolesne skurcze serca oraz bóle głowy. Później straciła przytomność i doznała paraliżu nerwu przełykowego. Tego samego roku na rękach, nogach i boku Dulcissimy zaczęły pojawiać się stygmaty, którym towarzyszył ból, jednak uprosiła Boga, żeby rany te nie były widoczne dla wszystkich. 12 maja po raz ostatni przyjęła Komunię Świętą, później, z powodu silnego bólu, nie była już w stanie jej przyjmować.
 
Siostra Dulcissima zmarła rankiem 18 maja 1936 roku, mając zaledwie 26 lat. Została pochowana na starym brzeskim cmentarzu. Niemal od momentu swej śmierci była otaczana spontanicznym kultem przez wszystkich, którzy ją znali. Świadkowie mówią o licznych uzdrowieniach za jej wstawiennictwem. Co ciekawe, nawet grób, w którym spoczywały jej doczesne szczątki, stał się miejscem spontanicznego kultu. Od czasu do czasu trzeba było do niego dosypywać ziemi, gdyż ludzie brali ją z wiarą do swych domów, traktując jak wyjątkową relikwię. We wrześniu 1939 roku matki szyły specjalne woreczki na tę ziemię i dawały ją swym synom idącym na wojnę. Wszyscy oni szczęśliwie wrócili.
 
8 kwietnia 2000 roku doczesne szczątki s. Dulcissimy przeniesiono ze starego cmentarza do nowego marmurowego grobowca, w pobliże brzeskiego kościoła. Rok wcześniej, 18 lutego 1999 roku, w Katowicach rozpoczął się proces beatyfikacyjny Dulcissimy. Po dzień dzisiejszy wierni modlą się u jej zadbanego, zawsze ukwieconego grobu.
 
Siostry Maryi Niepokalanej założyły w swoim brzeskim klasztorze izbę pamięci, gdzie można zobaczyć m.in. zdjęcia Sługi Bożej Dulcissimy, związane z nią dokumenty czy rzeczy osobistego użytku. Gimnazjum nr 5 w Świętochłowicach obrało ją sobie za patronkę.
 
 
 
„Miesięcznik Egzorcysta”: Brazylia, jakiej nie znacie!
 
Większości z nas Brazylia kojarzy się z katolickim krajem, którego religijność symbolizuje posąg Chrystusa Zbawiciela, spoglądającego na Rio de Janeiro z góry Corcovado. Ale Brazylia to także ojczyzna capoeiry, sztuki walki z silnymi i bardzo niebezpiecznymi wątkami okultystycznymi oraz candomblé, zwanego opętańczą religią.  „Brazylia, jakiej nie znamy” to temat przewodni lipcowego numeru „Miesięcznika Egzorcysta”, który właśnie trafił do sprzedaży. 
 
„Brazylijski” numer „Miesięcznika Egzorcysta” pojawia się w bardzo szczególnym momencie. Miedzy 23 a 28 lipca w Rio do Janeiro odbędą się Światowe Dni Młodzieży, które swoją obecnością uświetni sam Papież Franciszek. O przygotowaniach do tego wydarzenia, religijności Brazylijczyków oraz sytuacji brazylijskiego Kościoła Katolickiego w wywiadzie „Iskra z Brazylii” opowiada Ks. Grzegorz Karolak, polski misjonarz w tym kraju.  Według słów Ks. Karolaka: „zagrożeniem w Brazylii są sekty. Należy tu wspomnieć o makumbie (ogólne określenie wierzeń candomblé lub czarnej magii), w obrębie, której mieszczą się sekty oparte na satanizmie. To jest wielkie niebezpieczeństwo szczególnie dla młodzieży, często odurzanej narkotykami. Do rytuału makumby należy składanie ofiar z krwi zwierząt, głownie kogutów. Zdarza się również – wprawdzie bardzo rzadko, – że na potrzeby rytuałów kradzione są konsekrowane hostie. Taka hostia kosztuje od pięciu do dziesięciu tysięcy dolarów (!). 
To dzisiejsza wartość „trzydziestu srebrników”…”
 
Tajniki candomblé – religii powstałej z zetknięcia wierzeń afrykańskich i indiańskich z chrześcijaństwem na łamach lipcowego „Miesięcznika Egzorcysta” objaśnia Ks. prof. Andrzej Zwoliński. W artykule „Brazylijskie candomblé – religia opętańcza” tłumaczy: „cechą charakterystyczną religii afrobrazylijskich jest silne nasączenie spirytyzmem, według którego duchy pozostają główną mocą natury, a mogą się kontaktować z żywymi za pośrednictwem mediów, przekazując informacje o życiu i przyszłości.”
 
Do religii candomblé mocno nawiązuje capoeira, popularna również w Polsce sztuka walki połączona z elementami tańca i akrobatyki.  – „Wielu znawców tematyki zagrożeń duchowych oraz egzorcystów ukazuje niebezpieczeństwo i toksyczną duchowość ukrytą w capoeirze” – pisze Dominik Pałka w artykule „Taniec na cześć bałwanów”. 
Autor dokładnie opisuje pochodzenie capoeiry, identyfikując w niej wątki okultystyczne i spirytystyczne. Na potwierdzenia tych słów i ku przestrodze przytacza własną historię fascynacji capoeirą, która okazała się bardzo zgubna… („Czy capoeira to tylko sport?”).
 
Na łamach lipcowego „Miesięcznika Egzorcysta” przeczytać można także o:
 
- brazylijskiej Wspólnocie Przymierza Miłosierdzia, której założyciele, o. Enrique Porcu i o. Antonello Cadeddu mówią: „Prowadzimy wspólne życie z ludźmi najbardziej opuszczonymi: z bandytami, dealerami narkotyków, prostytutkami. Nocujemy razem z nimi na ulicy, żeby zabierać ich do naszych domów i głosić im miłość Boga” 
(Ks. Piotr Pierz, „Posadzić każdego na kolanach Boga”),
 
- historii śląskiej wizjonerki s. Dulcissimy Hoffmann (Grzegorz Fels, „Pinezki Helenki”),
 
- o niezwykłym zdarzeniu w miejscowości Aparecida, które dało początek kultowi brazylijskiej Czarnej Madonny (Dr Wincenty Łaszewski, „Aparecida czyli Objawiona”).
 
Miesięcznik Egzorcysta sprzedawany jest m.in. w salonach Empik-u, Kolportera, Ruch-u, Relay, Inmedio i Garmond Press oraz dobrych księgarniach. Wydawca zapewnia też prenumeratę krajową i zagraniczną. Więcej informacji znajduje się na stronie internetowej „Miesięcznika Egzorcysta”: http://miesiecznikegzorcysta.pl
 
oraz na Facebookowym profilu pisma:  https://www.facebook.com/MiesiecznikEgzorcysta

Komentarze (0)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.