żywa Wiara

ArtykułyZOBACZ WSZYSTKIE

Cisza kamieni czyli droga do Santiago de Compostela

autor: Katarzyna Ulma - Lechner

użytkownik: admin z dnia: 2022-04-26

Camino. Droga do Santiago de Compostela. Właściwie to wiele dróg, które prowadzą do grobu świętego Jakuba. Za życia święty Jakub nie miał spektakularnych osiągnieć misyjnych. Natomiast po śmierci przyciąga miliony pielgrzymów. To jest właśnie „Boska filozofia”: wtedy kiedy nic nie możemy – możemy najwięcej. Camino zawsze zaczyna się na progu własnego domu. Równocześnie, a może nawet wcześniej, zaczyna się w sercu pielgrzyma, bo Camino to szlak przemiany serc.
Luis Ferreira, portugalski pisarz, napisał książkę „Cisza kamieni”, gdy osobiście przebył Drogę świętego Jakuba. Natomiast na język polski przetłumaczyła tę książkę Katarzyna Ulma – Lechner, tłumaczka, kulturoznawca, publicystka, która również przebyła Szlak Jakubowy i zechciała nam opowiedzieć o książce, o Camino i o swoich wrażeniach z pielgrzymowania Szlakiem Świętego Jakuba: 
 
Redakcja:  Czy jest Pani osobą wierzącą? Jeśli tak: czy wiara pomogła w tłumaczeniu? Jeśli nie: czy brak wiary nie przeszkadzał w tłumaczeniu? Bo wiara to przecież postawa duchowa: widzieć to czego nie widać, kochać tam gdzie chce się nienawidzić, ufać, że wszystko ma sens.
 
Katarzyna Ulma – Lechner: Tak, uważam się za osobę wierzącą i zaufanie, że wszystko ma sens jest zdecydowanie czymś, z czym się identyfikuję. Wiara, podobnie jak miłość - jest czymś, co ewoluuje, uczymy się jej przez całe życie. A czy to pomogło w tłumaczeniu? Hmm...może to właśnie tłumaczenie pomogło wierze.. Chyba i  jedno i drugie... Książka sama w sobie jest między innymi o braku umiejętności, o niemożności zniesienia cierpienia i w konsekwencji obrażeniu się na Boga, ale także o poszukiwaniu siebie, swojej duszy i utraconego niegdyś kontaktu ze Stwórcą. O tym, że ten pozorny spokój, to wycofanie się z życia, które wydaje się być tym łatwiejszym wyjściem, po które się sięga w trudnym momencie, z czasem staje się tak naprawdę drogą do nikąd. Książka jest również o drodze, często długiej drodze, jaką człowiek musi nierzadko przejść, by pogodzić się samemu ze sobą i przyjąć swoje życie, by zdecydować się na nie, pomimo wszystkiego, co się stało. Świadomie zdecydować się na istnienie, uwierzyć nie tylko w Boga, ale i Bogu. Zwyciężyć swoje demony i żyć wreszcie pełnią a nie tylko udawać, że wszystko jest w porządku .... Głównemu bohaterowi udaje się wreszcie przejść ponad swoim cierpieniem i zamienić je w siłę, w siłę do tego, by dalej żyć... to coś, co zdecydowanie podziwiam... 
 
Redakcja: Dlaczego właśnie tę książkę Pani przetłumaczyła? Z miłości do Portugalii, Hiszpanii, Camino, z potrzeby duszy? Czy był to swoisty
sposób na pielgrzymowanie do grobu św. Jakuba?
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  Myślę, że z miłości do wszystkiego na raz, na pewno tęskniłam za Portugalią, w której spędziłam przepiękne lata i który to czas bardzo wpłynął na mnie i moją późniejszą drogę, który naznaczył w jakiś sposób moje życie. Na pewno też z miłości do Hiszpanii, w której krajobrazach i architekturze jestem po prostu zakochana, zresztą tak naprawdę to przez zainteresowanie Hiszpanią trafiłam kiedyś po raz pierwszy do Portugalii. I wreszcie również z miłości do samego camino, na które wracałam kilka razy i które było dla mnie ważnym doświadczeniem... Książka Luisa Ferreiry była moim osobistym odkryciem. Byłam właśnie w trakcie studiów podyplomowych z historii portugalskiej, siedziałam nad papierami i tęskniłam... miałam wrażenie, że cokolwiek bym nie zrobiła w tym kierunku, to wszystko było dla mnie za mało... przeglądałam internet... Dawno już nie czytałam nic po portugalsku w sensie literatury, minęło już kilka lat od czasu jak czułam wiatr od Tagu, jak czekałam na statek przewożący na drugą stronę rzeki, światło już dawno nie odbijało się dla mnie od lizbońskich chodników i nie widziałam wielkości rozpostartego nade mną nieba - nic nie potrafiło dać mi takiego pokoju duszy. Tęskniłam za przyjaźniami, za całym tym światem, który przez te kilka lat, jakie spędziłam na Półwyspie Iberyjskim zdążył stać się częścią mojej tożsamości. Stwierdziłam, że zrobię sobie prezent i zamówiłam książkę Ferreiry. W tamtym momencie nie myślałam utylitarystycznie, nie planowałam tłumaczenia, chciałam ją po prostu przeczytać i choć na chwilę wrócić do siebie.To był powrót do Portugalii, do Hiszpanii i na camino w jednym.  
 
Redakcja: Czy przeszła Pani Szlak Świętego Jakuba? Czy jest Pani z Camino w jakiś sposób związana? Jeśli tak, czy Pani doświadczyła przemiany?
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  Camino wędrowałam kilka razy i na pewno chętnie tam jeszcze wrócę. Szłam w sumie dwoma trasami, Camino Francés, tym najbardziej znanym szlakiem oraz pierwszy raz - Camino Primitivo. Camino Francés podzieliłam na kilka etapów, zaczęłam w Saint Jean Pied de Port i doszłam do Pamplony, a potem w kolejnych latach kontynuowałam kolejnymi etapami. Osobiście ruszyłam w trasę z pragnienia uporządkowania własnego życia, ale też z ciekawości odkrycia czym ono jest... od dawna wiedziałam, że pragnę je kiedyś przeżyć. Owo pragnienie przeżycia camino było dla mnie połączeniem kilku potrzeb równocześnie: potrzeby ciszy, uwolnienia się od rozkrzyczenia współczesności, od gwaru wielkich miast, potrzeby samotności oraz potrzeby odnalezienia odpowiedzi, odpowiedzi, które będą czymś więcej niż łatwymi rozwiązaniami serwowanymi przez świat. Bo okazuje się, że rozwiązania są. Najbardziej wypełniające, niesamowite, te najodpowiedniejsze. Te najlepsze.
Tak, wierzyłam i nadal wierzę w magię camino, w jego ukrytą moc, która bynajmniej nie jest oczywista. I jeśli miałabym próbować wytłumaczyć ten fenomen racjonalnie to myślę, że chyba wszystko razem składa się na to duchowo-fizyczne uzdrowienie: oprócz magii camino, spotkań z ludźmi to również podjęty wysiłek fizyczny. Na pewno niesamowite są rozmowy z dopiero co poznanymi osobami, których prawdopodobnie nigdy się już nie zobaczy, rozmowy podczas których nawiązuje się jakiś specyficzny rodzaj bliskości. I może właśnie dlatego człowiek jest w stanie otworzyć się zupełnie... Te spotkania nigdy nie są przypadkowe ... mają nam coś do powiedzenia. To poczucie bliskości i zrozumienia między obcymi osobami - to naprawdę coś, co warto przeżyć. Poza tym, jak już mówiłam, camino było też dla mnie doświadczeniem samotności - w takim pozytywnym sensie. To takie „nastawianie serca” na dalszy czas, poszukiwanie ciszy, w której możliwe będzie wreszcie poczucie owego „delikatnego powiewu”. Wydaje się, że dziś odeszliśmy chyba bardzo od tej pozytywnej samotności, lub może jej się po prostu boimy, bo nie umiemy się z nią obchodzić. Dla mnie camino było w pierwszej kolejności doświadczeniem takiego właśnie czasu, czasu, gdy mogłam być sama ze sobą. 
 
Redakcja: Pracowała Pani jako wolontariuszka. Co może Pani powiedzieć o ludziach, którzy tam przychodzą: młodzi, starzy, radośni, zadumani, wierzący czy wątpiący?
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  Po tym jak sama przeszłam szlak Jakubowy zapragnęłam przeżyć camino z tej drugiej strony. Historia ze schroniskiem łączy się dla mnie z pewnym wydarzeniem. Pamiętam, że któregoś dnia podczas wędrowania poczułam w sobie bardzo silnie, że chciałabym zrobić coś związanego camino, że nie chcę pozwolić temu odejść, że nie chcę, by było ono po prostu pojedynczym epizodem w moim życiu. I że tak naprawdę, byłoby wspaniale po prostu zostać tu w jakimś albergue, przyjmować codziennie pielgrzymów, pobyć z nimi przez chwilę, opiekować się tym miejscem, w którym można naładować baterie na dalsze kilometry... czułam, że taki styl życia bardzo do mnie pasuje... Niebawem jednak zmieniła się moja sytuacja życiowa i marzenie o schronisku musiało zostać odłożone na bok. Postanowiłam jednak robić to, co w tej sytuacji jest dla mnie możliwe i pojechać chociaż na wolontariat. I tak pracowałam w polskim schronisku w Hiszpanii, kilka zaledwie kilometrów od samego Santiago. Niesamowita była ta bliskość katedry i codzienne rozpoczynanie dnia mszą świętą, służenie do mszy... Wolontariat był pięknym doświadczeniem i bardzo dobrze wspominam ten czas i jeśli mogę tak to ująć - to jedno z moich najlepszych „doświadczeń zawodowych”. W schronisku czułam się właściwą osobą na właściwym miejscu i pewnie również dlatego z całej książki bardzo silnie została mi w pamięci postać jednego z pobocznych bohaterów -  Alesa, opiekującego się schroniskiem w Mesa de Pedra i jego wypowiedź na temat misji, jaką tu spełnia. Rozumiem to trochę tak jak on... Oczywiście wolontariat to wolontariat - do zrobienia jest wszystko - od mycia toalet, przygotowywania sal i gotowania po przyjmowanie pielgrzymów. Ale czy w domu też nie jest do zrobienia wszystko? To po prostu w pewnym sensie taki powiększony dom. A równocześnie takie troszczenie się o coś w połączeniu z przekonaniem, że to ważne i ma sens - daje prawdziwą radość. I choć trochę odłożyło się to w czasie to wierzę, że kiedyś uda mi się zrealizować kwestię własnego schroniska...
W tym konktekście przypominają mi się słowa usłyszane kiedyś podczas wspólnej kolacji serwowanej pielgrzymom, w zagubionym gdzieś na trasie schronisku Bercianos del Real Camino. Pamiętam, że jeden z hospitaleiros powiedział wtedy coś bardzo prostego i bardzo wyrazistego w swej normalności, zacytuję: ”To miejsce nie jest po prostu schroniskiem. Jest szczególne. Zostało zbudowane z ogromną miłością i troską. Jest otoczone czułością i jest dla nas bardzo ważne.. Istnieje dzięki wam i dla was. To, co możemy zrobić jest zaledwie nieporadnym wyrazem tej wdzięczności. Dziękuję, że przyszliście.”
 
Ale do samego pytania: pielgrzymi - są najróżniejsi, w każdym wieku i sytuacji życiowej, z różnych stron świata, camino to bardzo międzynarodowe miejsce... . Idą emeryci, idą ludzie z małymi dziećmi, niektórzy pokonują trasę na rowerach, w małych grupach, we dwójkę lub samotnie. Czasami idzie się przez jakiś czas w czyimś towarzystwie a potem dalej samemu - trochę tak jak w książce... Każdy własnym tempem. Są osoby, które przechodzą całą trasę, a inne przyjeżdzają na tydzień lub dwa, przechodząc tylko część drogi. Czy są wierzący, poszukujący, wątpiący? Bardzo różnie: wiele osób traktuje camino jako swoiste rekolekcje w drodze. Widziałam osoby czytające wieczorami w schroniku nie tylko przewodniki, ale też Św. Augustyna czy Ignacego Loyolę....Widziałam osoby, które szły w intencji kogoś innego lub w podziękowaniu za coś... ale też ludzi, którzy po prostu poszukiwali rozwiązania swoich spraw... Ludzie są najróżniejsi, tak jak ci, których spotykamy w normalnym życiu, łączy ich chyba najbardziej to, że idą po coś, z czymś...
 
Redakcja: Jaki jest stosunek do Camino mieszkańców terenów przez które przechodzą trasy? Traktują jako dobro narodowe, jedyne w swoim rodzaju? Sądząc wg książki, samych pielgrzymów traktują bardzo przyjacielsko.
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  W większości ma się kontakt z innymi pielgrzymami, tudzież z hospitaleiros, ale oczywiście spotyka się również mieszkańców z lokalnych terenów, czy to w sklepach, czy w schroniskach, czy na wspólnych mszach świętych, w restauracjach, czy po prostu przechodząc przez dany teren. Szlak Jakubowy jest czymś jedynym w swoim rodzaju i mieszkańcy są zdecydowanie świadomi tego faktu. Jest wiele osób, które w różny sposób starają przyczynić się do rozwoju kultu Św. Jakuba i popularyzacji szlaku, czy to „na żywo”, czy też w internecie, oferując np. kursy hiszpańskiego specjalnie dostosowane do camino... Opierając się na własnym doświadczeniu mogę powiedzieć, że stosunek do pielgrzymów jest zdecydowanie bardzo pozytywny, osobiście nigdy nie spotkałam się z jakimiś przykrymi sytuacjami, wiele osób stara się pomóc, każdy tak jak potrafi. Pamiętam jedną sytuację gdy szłam przez Pireneje, byłam sama, to był mój drugi dzień na camino. Złapał mnie silny deszcz i była taka mgła, że nie było widać drogi na kilka metrów przede mną. Nie jestem specjalnym piechurem, szłam więc noga za nogą i chciałam tylko jednego - po prostu dotrzeć już na miejsce... Bardzo zaimponowała mi wtedy postawa obsługujących schronisko, którzy jeździli samochodem terenowym po szlaku sprawdzając, czy nie trzeba komuś pomóc po drodze i czy ktoś nie ma kłopotów ... 
 
Redakcja: Czy jest w Camino coś mistycznego, co nawołuje pielgrzymów do pielgrzymowania? Jak Pani uważa? Coś takiego co działo się z Sofią, drugą bohaterką książki. Właśnie: co jest w Camino, że tylu ludzi przeszło, przechodzi i przejdzie szlak do Santiago?
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  Mistyka jest częścią camino. Tak jak już wspominałam, jest w camino coś uwalniającego, a równocześnie ma ono w sobie coś, co pozostaje w człowieku i dla jakiegoś powodu, każe wrócić, wracać. To przekonanie, że ten trud jest tego warty, że to specyficzne katharsis zmywa wszystko, co potrzebuje zostać zmyte, że zostawia się tu to, z czym się idzie, te swoje przysłowiowe kamienie. Bardzo trudno to zdefiniować. Nie wiem, czy się w ogóle da. Znam osoby, które spędzają dużą część życia na camino, które czekają, by znów ruszyć w trasę. Jeśli chodzi o mnie osobiście, to wiem, że zawsze mogę wrócić – wiem, że jak pójdę, to znajdzie się rozwiązanie, choćbym miała przemierzyć długie kilometry. Może nie takie rozwiązanie jakiego oczekujemy, ale na pewno to najlepsze i chyba należy umieć je przyjąć, choć to nie takie proste, bo jest przecież w człowieku bardzo silne pragnienie czynienia własnej woli... Ale jest w końcu Ktoś, Kto wie co jest i będzie dla nas najlepsze. Znam osoby, które po tym, jak posypało się ich całe dotychczasowe życie, rzuciły tę resztę co została i poszły do Santiago ... myślę, że jest w ludziach przekonanie, że to „działa”, to dlatego chodzimy.... Chyba liczymy po prostu na to, że ta droga odmieni nas lub sytuację, która nas aktualnie przerasta, że liczymy na jakiś cud. Z moich własnych doświadczeń i rozmów z pielgrzymami mogę powiedzieć, że większość osób przemierzających camino przychodzi, bo potrzebuje coś rozwiązać, bo stało się coś, bo z czymś nie potrafią dać sobie rady... . W jakimś stopniu camino na pewno związane jest z poszukiwaniem, czy to Boga czy siebie. Tu człowiek mierzy się często sam ze swoją wiarą lub tym, czym ona jest lub nie jest, ze swoją własną duchowością, z transcendencją. I to dobrze, że camino ma tyle kilometrów - na coś takiego potrzeba czasu. 
 
Redakcja: Czy przejście wymaga przygotowania? Proszę coś więcej o paszportach pielgrzyma, o miejscach, w których się je nabywa, podbija.
 
Katarzyna Ulma – Lechner:  Co do paszportów -  swój zakupiłam, z tego co pamiętam, w pierwszym schronisku. Podbijać je za to można w bardzo wielu miejscach – w schroniskach oczywiście, w niektórych hostelach czy pensjonatach, w mijanych kościołach, katedrach, nawet barach czy restauracjach, tak naprawdę w większości miejsc, przez które przechodzi szlak.
Jeśli chodzi o przygotowania - i tak i nie. Oczywiście jakieś minimum formy fizycznej jest ważne, łatwiej się idzie. W końcu pokonuje się codziennie kilometry, dla jednych to będzie 10 km dla innych 40. Kiedyś udało mi się 50 dziennie - ale nie polecam i myślę, że nie o to chodzi, by biec - to nie wyścig. Myślę, że żeby nie tylko pokonywać kilometry ale i mieć czas na przeżycie wszystkiego - optymalny dystans to jakieś 20-30 km dziennie. Ja poszłam bez żadnego przygotowania, dosłownie żadnego, a nie jestem sportowcem, prowadzę miejski tryb życia z przesiadywaniem przed komputerem i gdyby ktoś powiedział mi wcześniej, że mam pokonywać takie góry, to pewnie bym się zawahała... Osobiście zwykle wolę nie wiedzieć zawczasu co mnie czeka, więc wystarczyło mi przekonanie, że muszę iść. Kupiłam bilet i pojechałam więc do południowej Francji, by ruszyć z Saint Jean Pied de Port.. Oczywiście, przeglądnęłam parę rad na różnych forach, ale w sumie wielkiego przygotowania nie było.. A jeśli miałabym dawać jakieś rady to na pewno, żeby plecak był jak najlżejszy- 5, ewentualnie 6 kilo. Pamiętam, że części zawartości pozbyłam się po drodze zaraz na początku... jedyne obowiązkowe wyposażenie to woda, śpiwór i jakieś zabezpieczenie w razie deszczu i słońca, latarka. Po drodze istnieje możliwość przeprania rzeczy, więc na zmianę też nie za dużo - to wszystko trzeba potem nieść ze sobą. I chyba to jest jedna z tych pięknych spraw na camino - człowiek zauważa, jak niewiele mu tak naprawdę potrzeba. A nawet jeśli i tego nie ma – to jakoś się znajdzie. Trzeba chyba po prostu zaufać camino, wejść w nie całym sobą i .... dać się poprowadzić tej drodze. 
 
Redakcja: Dziękujemy bardzo za rozmowę, za przybliżenie nam klimatu pielgrzymowania. Mam nadzieję, że zainspirowała Pani nowych pielgrzymów. Dziękujemy. Do zobaczenia na szlaku.  
 
 Cisza kamieni – książka dostępna w księgarni Wydawnictwa AA
Polskie Camino. Przewodnik po Drogach św. Jakuba w Polsce. – książka dostępna w księgarni Wydawnictwa AA  
Camino. Od progu. Do Santiago de Compostela i na Świętą Górę Athos. – książka, która ukaże się w maju, będzie osobistą relacją z pielgrzymowania profesora Tadeusza Kornasia – wykładowcy w Katedrze Teatru i Dramatu Uniwersytetu Jagiellońskiego, ukazująca niezwykle bogaty kulturowy, duchowy i religijny kontekst pielgrzymowania do Santiago de Compostela i na Świętą Górę Athos.
Wszystkie książki dostępne w księgarni Wydawnictwa AA : www.religijna.pl

Komentarze (1)

Portal zywawiara.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść komentarzy i wypowiedzi zamieszczanych przez internautów. Osoby zamieszczające wypowiedzi naruszające prawo lub prawem chronione dobra osób trzecich mogą ponieść z tego tytułu odpowiedzialność karną lub cywilną.

~Wiktoria Cz.

03.05.2023, godz.10:18

Książkę przeczytałam. Taka fajna. Polecam.